Cóż to za zmiana
Na stronie Urbana
Lub czasopisma NIE
Banner wstawiony
Został do strony-
Blogu, gdzie GAD żyje
Czy powód tego
Faktu zacnego
Taki, że ocieplenie
Stosunków między panami jakieś?
A może tylko złudzenie?
Nurt lewicowy
Jak sklep meblowy
Pełen jest ciasnych kanap
Kanapie kanapa
Wyrywa ochłapa
Władzy. I chce rządzić sama.
Kiedyś kanclerski
I łobuzerski
Kiler i mistrz riposty
Dziś zapomniany
Po tym poznany
Że domeną "PL" zakończył
Inny dekadę
Władał z okładem
Trzy czwarte wielbiło go w szczycie
Dziś chce doradzać
Lecz zagranicą
Bo w Polsce to już nie życie
Kolejny, chociaż bardzo ostrożny
(Nie pierwszy raz go wrabiano)
Lifting i bezę opisać zdążył
Co bardzo skrzętnie nagrano
Inny, poważny, sztywny i chłodny
Uciekł z tej urawniłowki
Myślał, że będą z tego kokosy
Zostały jednak borówki
Na scenie chłopcy-
To ludzie obcy
Piszczą coś, nikt ich nie słucha
Zero charyzmy, zero konkretów
Uśmiech od ucha od ucha
Więc dziś, gdy trzeba
Sierotom chleba
Sierotom z lewicy dawnej
Bastion ostatni
Kiedyś tak bratni
W rozpadzie leży i słabnie
Brakuje GADa, brakuje nadal
Choć to nie jedyny z braków
Gdzie teksty, humor, Czeczot, afery?
Co dla nas - mas nieboraków?
Czy doczekamy, czy dożyjemy
Dnia wielkiej naszej radości
Gdy myśl nowa blaski promiennymi
Powiedzie nas ku jedności?
Powstaję więc, choć głód mnie nie dręczy
I w sumie niezłe mam życie
Ale o wspólnym wielkim pochodzie
Zdarza mi marzyć się skrycie
Koniec wierszyka
Morał wynika
Z niego interlineranie:
Twórzmy Zjednoczoną Partię Lewicy
Inaczej skończymy marnie
samozatrudnienie
Obcy kapitał zarabia krocie
A u nas kwitnie wciąż bezrobocie
Zamiast u innych prosić o pracę
Ja sam zostanę wyzyskiwaczem
Kiedy utworzę spółkę handlową
Sam sobie będę obcy klasowo
Siłę roboczą ja będę łupił
Lecz skąd ją wezmę - dziś nie ma głupich.
Długo myślałem i wiem co zrobię
Ja wypróbuję to wpierw na sobie.
Tak jak rasowy kapitalista
Siebie samego wpierw wykorzystam
Sam siebie będę eksploatował
Będę się niszczył i maltretował
Każdą porażkę w urzędzie, w biurze
Odbiję sobie na własnej skórze
Muszę się przecież tego nauczyć.
Sam własnym kosztem będę się tuczyć
Jeśli w tej firmie mi się powiedzie
Sam się dorobię na własnej biedzie
Gdy mi się uda Zachód dogonić
Owoce pracy sam będę trwonić.
A gdy mi spadnie wielkość produkcji
Sam siebie zwolnię ramach redukcji.
Marsz do Unii europejskiej
(wg Majakowskiego "Lewą marsz")
Wysuwajcie się w marszu do przodu
Tak jak Czesi Węgrzy czy Rumuni,
Dołączmy do światłych narodów,
Niedługo wejdziemy do Unii.
Dosyć życia w przestarzałym świecie
Praw co dziaduś nam dał i babunia,
Wkroczyliśmy w III tysiąclecie!
Unia!
Unia!
Unia!
Świeci światło zielone z oddali
Naród czeka na święto majowe!
Wszędzie bujnie rozkwita kapitalizm
Straty będą mniejsze o połowę!
Porastają zbożem odłogi
Precz znikają troski i niedole
Wszędzie piękne autostrady i drogi
Olek!
Olek!
Olek!
W Europie zarobimy krocie
Tam słoneczny kraj czeka nowy
Niechaj spada nam wciąż bezrobocie,
Niechaj wzrasta nasz dochód narodowy
Niechaj prężnie wzrasta gospodarka
Niech ekspansja nie ustaje ni na chwilę,
Niech malkontent przestanie już sarkać!
Miller!
Miller!
Miller!
W całym państwie kwitnie demokracja
Sprawiedliwie dzielimy się władzą
Do wyborów ruszy cała populacja!
(Oprócz tych co się nabrać nie dadzą)
Uciekają w wertepy, zagony
Siły wrogie, nienawistne i ślepe
Już niestraszne nam cepy ni brony!
?!
?!
?!*
*(Dopiszcie sobie co chcecie)
Rodzinne wczasy
Bystrym okiem już dawno dostrzegli flisacy
Jak zwierzęta urlop spędzają po pracy.
Orły na wakacje wyjeżdżają sami,
Lwy wypoczywają razem z kociakami.
Baran ze spokojem pokiwa ogonem
i zabiera w podróż swoją własną żonę
Osioł zwany przez bliskich durnym poczciwiną
na wczasy wyjeżdża wraz z całą rodziną.
Zabiera zwierzęta i młode i stare
Wynajmuje dla nich obszerną pieczarę
Razem spożywają kolację, śniadanie,
razem śpią i się myją, żeby było taniej.
Czasem do pieczary syneczek kochany
Wejdzie niczym słoń do składu porcelany
Poprzewraca szklanki, spodeczki i kubki,
Podepce szczoteczki i od pasty tubki.
Aż wreszcie nie mogąc zdążyć do nocnika
Na cudzym posłaniu materac obsika.
Jakaś biała nimfa pierzasta, skrzydlata
Wrzeszczy nieustannie: gdzie poszedł mój tata!
Mieszają się głosy dzieci i dorosłych
Taki gwar potrafią znosić tylko osły!
Gdy osioł rozłoży wygodne posłanie
Z sąsiedniego łóżka budzi go chrapanie.
Po wakacjach osioł i jego rodzina
Przez kolejne lata mają co wspominać.
Choć w oślej rodzinie są niesnaski, kwasy
Osioł znów pojedzie na rodzinne wczasy.
Ścierpi wszystko jak ojciec rodziny przykładny
Tylko osioł naprawdę jest zwierzęciem stadnym.
Kura domowa
Rzeknę wam teraz o sobie słowo
Jestem zwyczajną kurą domową
Zamiast poezji rozwijać skrzydła
Ja siedzę w domu - robię powidła.
Nikt nie zapyta nikt nie chce wierzyć
Czy takiej kurze coś się należy.
Marzyć lub pragnąć? To przecież bzdura!
Czegóż chcieć może od życia kura!
Kura nie broni swojej pozycji.
Nie chce awansów, nie ma ambicji.
Kurę uciszy się ciepłym słowem
Bo kura lubi ciepło domowe!
Skromna, łagodna, cicha z natury
Takie są właśnie domowe kury
Póki nie stanie kurze na progu
jakiś cudowny rasowy kogut!
Skłoni się nisko, przygładzi pióra
już w siódmym niebie domowa kura.
Nie może dobyć już z siebie głosu.
Kura rozpływa się wtedy w rosół.
Kura się cieszy bo jej się zdaje
Że dalsze życie stanie się rajem.
Jednak do kuchni trafi niestety
Będzie gotować, smażyć kotlety
Gdy kogut kurę weźmie za żonę
Stanie się przy niej tłustym kapłonem.
A dla tej kury znowu - o zgrozo!
Poezja życia stanie się prozą.
Krasnoludki
Czy to prawda, czy to bajka,
Sprawdźcie sami jeśli chcecie
A ja mówię: krasnoludki
ciągle jeszcze są na świecie!
Naród wielce dokuczliwy,
Nieprawdziwy, choć realny
Jeśli wierzyć mi nie chcecie,
Zapytajcie służb specjalnych!
Czasem wnoszą pod obrady
Biopaliwa, albo bony
Lub winiety, albo jeszcze
Jakiś inny głupi pomysł.
Wciąż mieszają w gospodarce,
Albo kłócą się jak dzieci
Czasem przez ich głupie harce
koalicja się rozleci.
Takie małe, takie zwinne,
Że nikt złapać ich nie może
Czasem tak jak szczur Wiechetek
Z magazynów kradną zboże.
Łapą zgarną szmalu krocie,
Gdzieś dopiszą jakieś zera
I zwiększają bezrobocie
Co od dawna nam doskwiera.
Choć znikają gdzieś na krótko,
Pojawiają się na nowo.
Właśnie dzięki krasnoludkom
Władzy żyje się bajkowo!
HYMN DO MIŁOŚCI OJCZYZNY
ZAKOŃCZONY GŁUPIM PYTANIEM
Ojczyzno tyś uśmiech kuszący i słodki
Dziewczyny patrzącej z reklamy
Tyś progi, blokady, tyś belki, kołodki
Tyś cud jak my to wytrzymamy!
Ty myślą zbiorową milionów rodaków
Na wszystko masz pomysł gotowy
Ty płynem pędzonym z polskiego rzepaku
Zagrozić chcesz krajom naftowym.
Tyś cud gospodarczy i przemysł światowy
Dziesiąty od końca na świecie
Tyś protest rolników, położnych, salowych,
Tyś zapaść i dziura w budżecie.
Tyś skoki narciarskie Adama Małysza
Tyś mecze pięściarskie Gołoty
Tyś głos operowy Bernarda Ładysza
I Lechu skaczący przez płoty.
Ty głosem radiowym nas uczysz pacierza
Płynącym z toruńskiej stolicy
Tyś duma i chluba polskiego papieża
I lud pod rządami lewicy!
Europa się dla nas szeroko otwiera
By nowe dopisać w niej treści
Ojczyzno Wałęsy, ojczyzno Millera
Czy wszystko w tej Unii się zmieści?
Spojrzenia
Zapytałaś kiedyś w chwili uniesienia,
Czy ja wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia
Odrzekłem Ci na to po namyśle długim:
Zawsze jednak wolę spojrzeć po raz drugi.
Dziś gdy w moim sercu amor pożar wzniecił
Pytasz, czy Cię pragnę widzieć po raz trzeci.
Odpowiem Ci szczerze, choć nieco zuchwale:
Nie chcę po raz trzeci. Chcę Cię widzieć stale!
Winien i Ma
Szukając nowych możliwości
Zgłębiam tajniki księgowości.
Tam widać jasno jak na dłoni
Kto dziś oszczędza, a kto trwoni.
Zgadza się kasa, bilans gra.
Wiem już kto "Winien" i kto "Ma".
W magii finansów nic nie ginie
A ten co nie ma to czemu winien?
Winni niewinnych robią w jajo.
Niewinni zawsze ci, co mają!
A potem śmieją im się w twarz:
Ty jesteś "Winien"?, czy coś "Ma"sz?
Dziś świat finansów wpada w szał.
Musisz być "Winien" byś coś miał.
Mnie świat się marzy trochę inny:
By również mieć mógł coś niewinny.
Wypiszę KaPe lub WuZet
Winny niewinnym będzie wnet
zgadza się stan na magazynie
Winien już nie ma, a "Ma" niewinien.
Pot mi po czole ciurkiem spływa
Grają aktywa i pasywa.
Już księgowanie zakończone!
Ja nie mam nic! (na swą obronę)
Koniec świata w gabinecie figur woskowych
W wielkim salonie figur woskowych
Zepsuł się system alarmowy
Wybuchł snop iskier i dymu chmura,
Gwałtownie wzrosła temperatura
Wosk traci sztywność i osiada...
Wszystko się marszczy, kurczy, zapada.
Angielski salon krzywi się, słania,
Już coraz mniejsza Wielka Brytania.
Diana wygląda całkiem inaczej,
Przybrała rysy Margaret Thatcher
Za małą chwilę wszystko się zmieni
Odpłynie w niebyt gabinet cieni...
W amerykańskiej części też zmiana
Clinton podobny jest do Reagana
Niemiecki salon to wielka farsa
Kohl przypomina Karola Marksa
Honecker w oczach ma blady strach,
Z Marksa się zrobił Sebastian Bach
Krzywi się chyli rosyjski salon
Poważne zmiany w rosyjskiej dumie
Traci swą gładkość nawet Ziuganow
I przeistacza się zwolna w mumię.
Chruszczow ma minę pełną troski
Zamiast Putina jest Żyrinowski
Jelcyn otworzył usta i ziewa
Gorbaczow przybrał rysy Breżniewa.
Polski gabinet skurczył się cały
Z Wałęsy zrobił się Adam Małysz
Pani Kwaśniewska pierwsza dama
Straciła kolor, zgubiła rzęsy
Kalisz podobny jest do Urbana
A Olechowski do Wałęsy
?Marian? urodą już nie zachwyca,
Miller się zmienił w Balcerowicza,
Wosk spływa w jedną to w drugą stronę
Zaciera rysy, plamy i kleksy....
Z Kołodki zrobił się Ksiądz Pieronek.
Z Rydzyka zrobił się Oleksy
W sztabie wojskowym przy samym oknie
Lecą z pagonów wojskowe stopnie
Giną mężowie stanu i posły
De Gaulle już nie jest taki wyniosły
Spadł z postumentu jakiś generał
Nie ma Stalina ani Hitlera,
Wpadli w kałużę wosku po szyję
Wszystko się zmienia w bezkształtną bryję
Wosk jest podobny do wielkiej rzeki
Toną w niej rasy, poglądy, wieki...
Fala powoli zmierza do mety
Giną mocarze, autorytety...
Przy drzwiach powstaje ogromny zator
Wpada sprzątaczka z miotłą i szmatą
Do pracy rusza ostro z ochotą
Ściera z podłogi zastygłe błoto
Wykręca szmatę, opróżnia wiadro
Pustka i nicość... Wszystko przepadło...