|
 |
|
Kiedy rozkwitnie w tobie miłość |
|
|
|
|
|
 |
|
Na wesolo |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Miłość na przekór
Prawdziwa miłość, prawdziwa bo szczęśliwa
nie taka ze mnie osoba kochliwa
Ale Ciebie kocham moja gwiazdko z nieba
za Ciebie oddam swój ostatni kawałek chleba
Mój Sextonik, mój wojownik
nie rydz a piękny borowik
Moje słońce na bezchmurnym Niebie
życie jest piekłem bez Ciebie.
Te piękne pocałunki nad rzeką i na łące
Twój piękny zapach i Twoje ciało gorące
To wszystko sił do życia mi dodaje
ale mam wrażenie że mi się to zdaje.
Ale na szczęście w porę mnie całujesz
swoimi ustami po moich buszujesz
Czuję się przy Tobie jak młody Bóg
zostań a niech ginie każdy nasz wróg.
Jak mówisz łatwo nam nie będzie, wręcz przeciwnie
ale z Tobą będzie pięknie i pozytywnie
Ja i Ty to cały mój widnokrąg i już
a jak ktoś się postawi to wyciągnę nóż.
W pewnej wiosce
Już w moich snach od kilku dni maj
słońce świeci i wszystko jest naj
Pierwsza miłość, pierwsza i prawdziwa
odwzajemniona i jakże szczęśliwa.
Znów ten piękny sen o pewnej wsi
w nocy na skroniach mych się tli
W tej wiosce Ty i ja
i już się włącza wyobraźnia
Biegamy boso po łące
jak dwa szalone zające
Słońce świeci i deszcz mży
a w piersi serce głupie drży
Z miłości do Ciebie i wiary w nas
i prośba by się nie kończył ten czas
Piękna chwila, piękny dzień
lecz czas jest głuchy jak pień.
Ale jutro świat może się skończyć
jutro możemy się rozłączyć
teraz i tu mnie interesuje
i absolutnie niczego nie żałuję.
Bo to obcy jest, lecz nasz świat
inne drzewa, inny każdy ptak
Tutaj życie zawsze ma słodki smak
bo nawet ślimaki chodzą wspak.
Chciałoby się tutaj zostać do końca
chociażby w skórze żuka czy zająca
lecz to niestety niemożliwe
bo piękne zmienia się już w prawdziwe.

Jak ta technika się rozwija...Pomyśleć, że jeszcze 25 lat temu żaden facet nie siadał do komputera z opuszczonymi portkami
Kotlet
Co za kotlet !
Co za pasztet !
Nie lubię tego..
Kolego..
Zjedz klocki Lego !!
Nie, bo
się udusisz
ty małpo
zamknij paszczę
bo cię pogłaszczę !
Do zobaczenia w piekle
Do zobaczenia w piekle
Nie zapomnij miejsca mi tam zająć
Dołączę do ciebie
łokciami się rozpychając
Będę walczył jak lew
o miejsce przy tobie
bo dręczyć cie będę
nawet wtedy gdy leżysz w grobie

Lubimy puszczać bąki, chociaż czasami brzydko pachną.
Jesteście pewnie ciekawi, czy bąki też są brązowe ? Czy też wyglądają, jak mały, brązowy obłoczek ? Ależ nie ! Bąk jest przeźroczysty, jak powietrze. Bąka nie widzimy, ale po zapachu poznajemy, gdzie jest:
bąk = powietrze + zapach kupy.
Jeżeli bąka puszczamy pod wodą, pojawiają się bąbelki.
"Jak już sami dobrze wiecie,
wszędzie, wszędzie na tym świecie,
każdy bywa w toalecie.
Nawet znani prominenci,
papież, król i prezydenci,
tym co my są w niej zajęci.
Nie ma życia bez jedzenia,
a tym samym wypróżnienia,
czyli z resztek oczyszczenia.
Nie zrobimy więc odkrycia,
głosząc wniosek nie do zbicia:
Walentynkowy żarcik
Dziś 14 luty-
dzień radosny,
dzień pełen miłosci,
dzień w którym powinny znikać troski,
w dniu tym należy pocierać noski:D
Wycałować angel milo by było
O Squnikowym jezyczku wielu chlopców snilo
Pola pośladki furore robiły,
Oczy Pauliny niejednemu sie snily,
Za Elą biegały chłopaków tabuny,
Iron z zazdrości aż spadł z trybuny
Mukolinka ciągle słowami uwodzi
Na randkę z Renatką kazdy facet sie zgodzi:)
Rafi amancik w garniaku zarywa,
Gabriel wraz z żonką w pokoju sie skrywa,
Seba na kolanach u swej panny siedzi,
i ruchy ust jej mocno śledzi
Paula P. marzeniem pozostaje dla wielu...
który ją uwiedzie?? może ty? twardzielu!
Tomasz zakochany w Kasi jest po uszy!
zapomniał o siłce - nic go juz nie ruszy
Karola czasem psocić lubiła -
i pięciu naraz w swe sidła schwyciła
Uśmiechy na twarzy panują
całusy litości nie czują
Kogo nie wymieniłem niech się nie obraża
koniec weny każdemu sie zdarza
Dla wszystkich milości - usmiechu codziennego
od irona świrniętego
Pozdro Walenciaki !!! ciumy :********
_________________
Nic tak życia nie upiększy jak kobieta, jeden głębszy!!!
Hop Siup
Każdy chyba to przeżył, chociaż raz.
Na forum muko loguje się pierwszy raz.
Zobaczyć jest znajomych z Muko miło,
otwieram galerię,
jak wiele się zmieniło.
Z naszej grupy już prawie cały skład.
Widać Polo grzeje żubra od wielu lat.
Na profil sQunikNH teraz się przenieśmy,
sQunikNH chyba jest bardziej sexy .
Angel byłaś w szkole najpiękniejsza, chce oglądać twoje nowe zdjęcia.
Na Muko med wzrok wpatrzony w ciebie miałem, patrze na ciebie a ty.
Ty jesteś sexowniejsza, spójrz tylko na te zdjęcia.
Wpatrzony byłem w ciebie przez tyle lat,
dzisiaj przysłoniła byś mi cały świat.
Ty jesteś sexowniejsza, można by rzec pulchniejsza.
Wpatrzony byłem w ciebie przez tyle lat,
dzisiaj sie usmiechasz i przyslaniasz swiat !
Zerknę teraz na Rene jak w pilke gra,
dalej piękna, pewnie o siebie dba.
W barze w nocy wspominam wspolne pląsy....
Patrze na zdjęcie, Adminie Gabriel ty masz wąsy.
Pod zdjęciem wpisał mi się Rafał S.,
że za mało browarów zemści się.
Się ubawiłem bo zawsze więcej piłem, patrze na ciebie a ty.
Ty jesteś dziś ciut większy, ))
można by rzec weselszy.
Wpatrzony jestem w ciebie od kilku dni,
chyba będzie trzeba zubrow wiecej pic.

Dziecko Power
Czy to syn czy też córeczka
Pola czeka niezła beczka
Było cicho i spokojnie...
Teraz będzie jak na wojnie
3 rano Polo wstaje:
zmienia Pampers i jeść daje
5 rano dziecko płacze
i już Polo przy nim skacze
7 rano już się bawi...
i sikaczem Pola myje
będzie mokry aż po szyję...
Asia wstała ze zdziwieniem
Pyta:
Polo!! czemu mokre masz odzienie
Polo stęka, sapie, dyszy i wołanie dziecka słyszy
Myśli sobie niesłychane-całą noc i dzien nad ranem,
sprzątam, myje i gotuje...
moje dziecko litości nie czuje
i Tak biega w dzień i w nocy
chciał być tatą niech się poci
To tak naprawdę miłość
Doktor Endrju „zwany Mocnym Brodatym”
Strzela do Cf z leków jak z armaty!
Nie negocjuje z nią,
Nie uznaje żadnej straty...
Gdy trzeba staje też w obronie Zarządu PTWM -
Widać że z faceta nie jest leń!
Jezdzi, nie śpi, na komputerze wymiata,
Nie chce dopuścić do końca Naszego świata
Pan Patryk Jan Jastrzębski terminator prawa
Mocno każdym paragrafem włada...
Piszę na forum ustawy,
Jak król Artur władał mieczem,
Tak nasz mgr n. Prawa kodeksem przeciwności okłada..
Czekamy kiedy będzie złego zagłada...
Pani Księgowa to ostra babka,
W rozliczeniach nie da jej rady głód ani smaczna kanapka
Rozliczy, przeliczy w lochach swej kamiennicy,
Z uśmiechem na twarzy krzyczy:
Skończyłam moi drodzy powiernicy...
Iron z herbu diabła stalowego,
To zupełnie cos innego...
Lubi otwartą dyskusję,
Jak trzeba ostrą zdań wymianę...
Jednak ogólnie stara się być wesoły,
I kocha wszystkie na świecie pierdoły...
Tutaj mieczyk.. tam szabelka
I zabawa będzie wielka...
Fiskusik doleje czasem oleju do ognia..
Ale jest to osoba dobra.
Zle zapewne nie chciała-
Więc napisała tak jak odczuwała..
Czasem kłótnie, dyskusje i spory
Wgryzają się Nam w pisane na Forum utwory....
Jednak wybaczać i razem trzymać się musimy!
By wspólnie bronić wrót naszej dziwnej krainy....
Smutek, żal, rozterki,......
Rodzimy się z nią,
Walczymy cale nasze Życie,
Przez nią umieramy,
Przez nikogo o zdanie nie pytani.
Bez wyjścia, bez wyboru trafiamy do dołu...
Widzimy osoby nam bliskie z tą chorobą
Gdy umierają przy nas/przed nami
Płaczemy, walczymy z myślami,
Psychicznie wysiadamy....
Dodajemy sobie siły... czasami się kłócimy
Ale jedno nas łączy – wszyscy chorujemy na muko i z nią walczymy...
Umierają dorośli...
Umierają bardzo młodzi...
I kogo to obchodzi?? Prócz naszych bliskich??
Naszych rodzin??
Czuje pustkę, samotność,
Dobija mnie brak zrozumienia na tym świecie...
Zresztą co tu będę Pier...........
Sami to czujecie, macie chwile zwątpienia...
Wiec mnie zrozumiecie....

Poprzez knieje ,poprzez bory,
idą sobie muchomory.
Jeden idzie z palcem w nosie,
a za drugim goni prosie,
Takie prosie ,dzika świnka,
nie ta pigi czy muminka.
Muchomory nią spłoszone ,
dały dyla w drogą stronę .
Morał z tej przygody taki,
muchomory nie kozaki
Ole ole le
tika mika de.
Soli doli fikanoli
byli pyli parakoli.
Tylo tyko mas
kowo liwo bas.
Cylo niklo byr
wiko fiko pyr.
Gino jako nun
ulo walo sun.
Faro braro kris
tyro filko pris.
bierzmy zycie na wesolo
pijmy wino, skaczmy w kolo
tak niewiele przeciez trzeba
aby przeniesc sie do nieba
czas ucieka jak szalony
starosc lapie nas w swe szpony
gniecie kosci, sciska stawy
niszczy chec nam do zabawy
smiech - kuracja dobrze znana
smiejmy sie wiec juz od rana
wieczorami zas dla draki
rozrabiajmy jak sztubaki
plecmy glupstwa, grajmy w karty
robmy sobie rozne zarty
smiejmy sie wiec z siwej glowy
albo z lysej do polowy
gdy zbierzemy sie do kupy
smiejmy sie tez z grubej pupy
bierzmy zycie na wesolo
pijmy wino tanczmy w kolo
tak niewiele nam juz trzeba
zeby przeniesc sie do nieba
była sobie pewna żaba
tak wesoła ,że tej żabie
dano miano szerokousta
no i ona w swym powabie
korzystając ,jesień przyszła,
że bociany odleciały
poszła w tango ,ot szalona,
aż jej usta sie tak śmiały
hi hi hi
Biedna jednak zapomniała
w swej ochocie frywolności,
że gdy przyjdzie bura jesień
po niej zima wnet zagości.
oj oj oj
Cóż ,że chęci ma zaszaleć,
już nie boi sie bociana...
ot,popadła w odrętwienie
w zimie u żab rzecz to znana.
ech ech ech
O dwunastej zero zero
wszystkie duszki poszlły spac.
Tylko jeden guliwetek
zwiol papierek poszedl srać,
a tu z kibla coś wychodzi
to wychodzi stary trup
-Guliwerku, guliwerku
czemuś nasrał na mój grób ??
-Mam Cię w dupie stary trupie
moge nasrac jestze raz
tylko podrap mnie po dupie
bo mi komar do niej wlazł
Nam strzelać nie kazano.
Wstąpiłem na działo,
Spojrzałem na pole
O ja pierdole.
Saska kępa zielenieje
Tańczą kurwy i złodzieje
Milionerzy i gangsterzy
Prostytutki i rozwódki
Kurwa palto ma rozdarte
Pantofelki chuja warte
Przyszedł rycerz w pięknej szacie
Kazał wszystkim ściągnąć gacie
A jak ktoś nie ścianie gaci
To mu chuja utną kaci
Wnet księżniczka tam się zjawia
I sekrety im objawia
Jak pierdolić na stojąco
By nie było za gorąco
Zaraz to na niej spróbował ten
Skurwysyn co się schował
Publicznie księżniczkę jebie
Bo to było dziś w potrzebie
Książe widzi zamieszanie
A że miłe mu jebanie
Mówi dziwce - kurwo stara
Ja wyrucham cię tu zaraz
Pod publiczne to jebanie
Ksiądz odprawia swe kazanie
Nie pierdolta się ludziska
Bo się z żalu serce ściska
Ksiądz do nieba modły wznosi
By przestali chce ich prosić
Aż tu jakaś kurwa stara
Księdzu obciągać się stara
Taka kurwa nie popuści
I wytrzyma aż się spuści
Gdzieś tam w rogu kościuszkowiec
Też pierdolił, bo był wdowiec
Nie zdradza nieboszczki żony
Bo założył trzy kondony
Lecz tak szybko ruszał małym
Że kondony popękały
A miliarder w pięknym geście
Ściągnął majtki swe w proteście
Widząc kat te machinacje
Uciął chuja i miał racje
Bo za forsę nie jebanie
Lepiej darmo się dostanie
Gangster choć ma forsy kupę
Woli darmo jebać w dupę
Złodziej z okazji korzysta
Ciągle kradnie w rytmie twista
Ściągnął kurwie z cycków stanik
Choć by sama dała za nic
Księdzu habit podpierdolił
Gdy się ten spokojnie golił
Lecz gdy spojrzał on na zbója
Uciął se z wrażenia chuja
Saska kępa zielenieje
Patrzcie ludzie co się dzieje
Tam rozwódka się pierdoli
Sto numerów i nie boli
Bo ma pizdę jak kapelusz
Na raz potrzebuje wielu
Więc ją pięciu na raz ściska
Wkłada flaszkę do pizdziska
I dopiero z flaszki boku
Wkłada chuja jej do kroku
W innym kącie jakaś kurwa
Ciągła chuja aż się urwał
Teraz flakiem się brandzluje
Bo to lepiej jej smakuje,
Patrzę na to wszystko z góry
Czarne nadpływają chmury
Od pioruna blaskiem biło
I jebanie się skończyło
Teraz leżą tylko trupy
W jasnym słońcu lśnią im dupy.
Latarnik”
I
Latarnika zły los spotkał
Zaczytany cały skostniał,
Bo playboya mu posłali
No i stary wziął nawalił.
II
Teraz problem ma zbereźnik
Bo do pracy nie chce go nikt,
Chcąc oglądać gołe d...
Do Kuronia chodź na zupy.
„Edyp”
I
Edyp z matką dzielił łoże
Ale jaja mój ty Boże,
Syn swej matki nie rozpoznał
Razem z nią miłości doznał.
II
I kochali bardzo mocno
Zimą, latem no i wiosną,
Ona ciągle miała mało
Więc on brykał bardzo śmiało.
III
Jaki morał tej lektury?
Nie jest ważne, jakie dziury,
Kiedy tylko masz kobietę?
To zapomnisz o tym świecie.
„Iliada”
I
Rzecz się straszna w Grecji stała
Bo Parysa na świat dała,
A ten fircyk bez honoru
Wziął Helenę porwał z dworu.
II
Menelaos, więc się w kurzył
No i Troję wziął i zburzył,
Wielu wtedy życie dało
Lecz Achajom było mało.
III
Więc nauka płynie z tego
Nie podkradaj żon kolegom,
Lepiej kup gumową lalę
Wtedy nic ci się nie stanie.
„Lalka”
I
Wokulskiemu uschła lacha
W sklepie też mu nie szła praca,
Bo zakochał się idiota
W pannie Łęckiej ten sierota
II
Ciągle wzdychał- kwiatki nosił
Lecz kto inny trawkę skosił,
Ona pruła się na ary
A on ciągle pełen wiary.
III
Tak ich miłość wyglądała
Ona dała, komu chciała,
Jemu lacha ciągle stoi
Twarda niczym słup tej soli.
„Odyseja”
I
Odyseusz dość miał żony
Więc pod Troję ruszył w strony,
Tam przy winie i kobietach
Doszedł do się ten kobieciarz.
II
Kiedy wina im zabrakło?
Konia z drzewa dał Trojakom,
Oni na to się nabrali
No i potem plamę dali.
III
Tak się tułał dziesięć latek
Bo to niezły był gagatek,
Lecz go zazdrość w końcu wzięła
By się żona nie wypięła.
Modlitwa wieczorna kobiety:
Ojcze nasz, który jesteś w niebie
Mam taką prośbę wielką dziś do Ciebie
Daj mi faceta i ma być bogaty
Ma mieć Ferrari - za cash nie na raty
Duze mieszkanie, a najlepiej willę
Ma mnie wciąż słuchać, nie tylko przez w chwilę
Ma mnie zadowalać kiedy mam ochotę
Śniadanie mi robić - nie tylko w sobotę
Oglądać romansy, biżuterię kupić
W życiu mym nie będzie mogł się nigdy upić
Nie chce nigdy widzieć jego własnej matki
Ja wydaję kasę - on płaci podatki
On nie ma kolegów - ja mam koleżanki
Kont ma mieć on wiele - okoliczne banki
Złotych kart bez liku, czeków co nie miara
Jak mi to załatwisz - wzrośnie moja wiara
Samochwała w kącie stała
i tak rok podsumowała:
zdolny jestem niesłychanie,
mam na świecie poważanie,
w kraju - same osiągnięcia:
dłuższe życie (od poczęcia),
koalicja wzór współpracy,
z sejmu - dumni są rodacy,
rząd najlepszy od półwiecza,
skupił się na wielkich rzeczach.
Kompetentni ministrowie,
każdy poseł - ideowiec,
z zasadami, jak husaria:
bóg, ojczyzna, honor(aria).
Dla narodu - becikowe,
nowy peron we Włoszczowie.
Lepiej żyje się rodzinom
(jednej mamie i dwóm synom).
Okno na świat - otworzone,
turystyka - w jedną stronę,
lepsza praca, wyższa płaca
(zwłaszcza, jeśli ktoś nie wraca).
Gospodarka rozpędzona:
są mieszkania (trzy z miliona),
jest kilometr autostrady,
ład moralny i zasady.
Politycznej wzrost kultury
(nurt plebejski, przykład z góry),
nie ma wsi, (choć jeszcze trochę,
a zrobimy wszędzie wiochę).
Cały naród żyje w zgodzie.
IPN - i po narodzie.
CBA - udane akcje,
super men - co rusz, atrakcje.
W szkołach nie ma już, Darwina,
będzie dryl i dyscyplina,
nie podskoczy żaden gieroj!
Tolerancji nie ma! Zero!
Żadnych gejów, ferdydurek,
jest amnestia i mundurek!
Wolność słowa i pluralizm,
(bo rządzących wolno chwalić).
Jest religia na maturze,
wierny lud na jasnej górze.
Nie rozumie tylko unia:
rząd z Warszawy, czy z Torunia?
Krótko mówiąc: rok udany!
Tylko naród... do wymiany!
Kiedy jechoł jo ciągnikiem,
wtedy jo zobocył cię,
ty na polu gnój swolałaś,
wtedy jo zakochoł się.
Jesteś najpiekniejszo z całej wsi.
Wie rozrzutnik kupie Ci.
Ty będziesz moja jo będe twoj.
Będziemy razem wywolać gnój! :-)
Ja cię kocham, ale nogą,
Ja Cię lubię, ale wodą,
Ja Cię ściskam, ale drzwiami,
Taka miłość między nami.
Moja babcia jest kucharką,
Robi kluski betoniarką,
A mój dziadek jest górnikiem,
Kopie węgiel pod śmietnikiem.
Tłusta plama na krawacie,
Krótkie spodnie niby gacie,
Marynarka po kolana,
To jest ubiór chuligana.
Dziś widziałam Mikołaja,
który miał golutkie jaja.
Mówił, że go worek swędzi
i do ciebie szybko pędzi.
Będzie tam za pół godziny,
chłopa wyślij do rodziny!
Białe wąsy, biała broda
Tylko śniegu nie ma - szkoda
Iskry sypią się spod sań
Po asfalcie jedzie drań
Spieszył się bo pusto w worku,
ale teraz stoi w korku.
Mężczyźni wg przedziału wiekowego:
20-letni mężczyzna to KELNER-rozleje zanim doniesie
30-letni to DRWAL rąbie co popadnie
40-letni to WIRTUOZ długo stroi, krótko gra
50-letni to METEOROLOG z przodu opad z tyłu wiatry
60-letni to MŁYNARZ siedzi na workach i bawi się sznurkiem.
Już i słońce się uśmiecha,
Kwiatek też nie zwleka,
Tylko szepcą Ci do uszka
Swój wierszyk na dzień leniuszka
Hou, hou to jest okrzyk Mikołaja,
gdy sie dzwonkiem walnie w jaja,
wór spuchnięty we łbie jebie,
więc nie będzie go u Ciebie,
gwiazdka też Cię nie odwiedzi,
bo w agencji kurwa siedzi,
daje dupy za mamone,
takie czasy pierdolone 
Do wszystkich moich przyjaciół
którzy składali mi życzenia na 2007 rok
- gówno dały.
Na 2008 przyślijcie mi kasę, alkohol lub talony na paliwo.
Jakieś dzwonki słychać z dala
to mikołaj zapierdala,
zapierdala aż sie kurzy
bo zapierdol ma dość duży
mimo wielkiej dziś roboty
z równowagą ma kłopoty
rozerwany ma swój worek
i rozpięty ma rozporek
spodnie całe wymiętolił
chyba z sanek się spierdolił
alkoholu czuć aromat
najebany jak automat
wysiadł z sanek głośno beknął
i wielkiego orła jebnął
wyskoczyły mu dwa jaja -
jak tu wierzyć w Mikołaja.
Życzę ci byś w prezencie
dostał zajebiste rżnięcie.
By Mikołaj zamiast brody
miał dwa cycki, robił lody.
By miał długie blond warkocze
i gorące, mokre krocze.
No śmiało...
rozepnij...włóż rękę do środka...nie boj się...
obejmij go dłonią...zbadaj jego kształt...no wyciągnij ten telefon z kieszeni i napisz mi coś 
Mrozu nima śniegu nima
Gdzie ta pierdolona zima
Sanki kurwa zardzewiały
Narty też się rozjebały
Tylko deszczyk pada z nieba
Więc się dzisiaj nachlać trzeba!
UWAGA!!!
Policja poszukuje osoby pięknej,
inteligentnej i nieprzeciętnej w łóżku!
Ty nie masz sie czym martwić,
ale gdzie ja sie schowam!
DLACZEGO WARTO WYTATUOWAĆ SOBIE
100$ NA PENISIE?
1. Można bawić sie swoja forsa
2. Patrzeć jak kapitał rośnie
3. Kobieta może przejebać kasy ile chce!
Znasz bajkę o 5 misiach?
1.Rozbierz misie
2.Połóż misie
3.Oddaj misie
4.Ubierz misie
5.Wynoś misie
Wódka jest bogiem, a fajka nałogiem,
życie zabawą a sex podstawą.
Wódkę wypiłem, kasę przepiłem,
kac mnie jebie, a co u Ciebie?
Czy wiesz jakie jest najsmutniejsze zwierzątko na świecie ? - Mężczyzna, a wiesz czemu?
Bo ma piersi bez mleka,
ptaszka bez skrzydełek,
jajka bez skorupek
i worek bez pieniędzy
dlatego 80% kobiet już nie wychodzi za maź,
bo zrozumiało ze dla 60 gram kiełbasy nie warto brać całego wieprza do domu!
Śniadania nie jem bo myślę o Tobie,
obiadu nie jem bo myślę o Tobie,
kolacji nie jem bo myślę o Tobie,
a w nocy nie śpię bo chce mi się jeść
Najmilsza chwila poranka:
kreska koksu do śniadanka,
a jak wczesna jest godzina może być amfetamina,
a jak zły masz humor z rana może być marihuana.
Telefony komórkowe są lepsze niż mężczyźni,
ponieważ jak im coś nie pasuje,
nie chowają swoich antenek.
Na pijaka"
Ludzie lubią sie częstować.
Lecz czy muszą ją stosować?
Tę zakałę życia ludzi,
co ich bardzo często gubi?
Każdy człowiek, który pije,
na uwięzi biedak żyje,
jednak często żonkę bije,
no a głowę - w błocie myje.
Zjada resztki ze śmietnika
i spać chodzi do kurnika.
Samochodów miał sto kiedyś
- przepił, rozbił - nie ma nic dziś.
Na głowie włosy cztery
wymawia łacińskie litery.
Miał żonę, córkę na ustach piosenkę,
a teraz kocha tylko butelkę.
Idzie drogą, rowem, lasem,
śpiewa tenorem albo basem.
Zapominał gdzie jest czasem
więc do trumny wlazł z kompasem.
Tym kompasem była wódka,
co mu cały rozum stłukła.
Przyjaciółką diabła była,
jemu żyć nie pozwoliła.
"Dziad do obrazu"
Mówił dziad do obrazu,
a obraz ani razu
buzi otworzyć nie raczył
bo sie za bardzo zpróżniaczył...
- Trudno nam sie jest dogadać
bo on nie chce odpowiadać.
Dziad sie męczy, dogaduje
a on na to nie reaguje.
Wisi na ścianie,
w swej złotej ramie,
wciąż tylko czeka na podziwianie
od każdego kto przed nim stanie.
Tak było długo, przez lata całe
gdy obrazowi dziad głosił chwałę
lecz przyszła pora pewnego dnia
gdy obraz z hukiem na ziemie spadł.
I odtąd wszyscy tak powtarzają
bo o nim całej prawdy nie znają:
mówił dziad do obrazu
a obraz ani razu...
Dawniej byś musiał mieć pochodzenie
Dziad robotnik
Ojciec powinien uprawiać ziemie
Znaczy rolnik
To nie komunizm ani socjalizm
To nasz system
Który świat cały przed złem ocalił
Czas na występ
Odnieśmy sukces, odnieśmy sukces
Kto nie jest z nami jest wielkim głupcem
Choć jako człowiek być możesz zerem
Masz jeszcze szansę zrobić karierę
A jeśli któraś kiedyś ci powie
Że dla niej ciągle brzmi dumnie: "człowiek"
To jej odpowiedz: "Masz rację słonko
Lecz czemu patrzysz jakie mam konto?
Dalej rodacy, zacznijmy dzisiaj
Czas budować
Krzyknijmy głośno, by świat usłyszał
Nasze słowa:
To nie socjalizm ani komunizm
Znamy cenę
Wyrzuć kompleksy bądź z siebie dumny
Czas na scenę
Odnieśmy sukces, odnieśmy sukces
Kto nie jest z nami jest wielkim głupcem
Choć jako człowiek być możesz zerem
Masz jeszcze szansę zrobić karierę
A jeśli któraś kiedyś ci powie
Że dla niej ciągle brzmi dumnie człowiek
To jej odpowiedz: "Masz rację słonko
Lecz czemu patrzysz jakie mam konto?
Masz trochę racji.
Pytasz kim jest ten gość obok ciebie?
Jesteś ciekawa co to za postać.
Co o nim sądzić naprawdę nie wiesz
Jakby powiedzieć …rzecz nie jest prosta
Bo nie wie nikt czy to serio czy żart
Na ustach śpiąca wciąż cicha skarga
Każdy się pyta: Czy on jest coś wart?
I czy to geniusz czy może wariat?
Mały Don Kichot , Mały Don Kichot
Na nowe wiatraki wciąż gna
Już poematów o nim nie piszą
Mały Don Kichot czyli ja
I znów odłożyć chce czas na potem
Twarz zakryć szczelnie odwagi maską
Zamiast Kichany być Don Kichotem
Póki nie powie jakiś Carrasco
Gdzie te wiatraki są Don Kichocie?
Gdzie Dulcynea i Sancho Panca?
Nic nie jest czarne to jest światłocień
W nim ciągle znika ostatnia szansa
Mały Don Kichot , Mały Don Kichot
Na nowe wiatraki wciąż gna
Już poematów o tym nie piszą
Mały Don Kichot czyli ja
Mały Don Kichot , Mały Don Kichot
Na nowe wiatraki wciąż gna
Już poematów o tym nie piszą
Mały Don Kichot kiedyś ja
Jak dobrze. Jesteś tak daleko Pomyślałbyś, że jest inaczej Kładę słuchawkę, jest mi chłodno
Stamtąd mnie już nie dotkniesz
Widzę cię tylko przez telefon
Kiedy stoję przy oknie
MÓJ ŻYCIORYS
Warszawa-Mokotów, tam się urodziłem,
gdzie ledwie lat kilka w tym miejscu przeżyłem,
losy drugiej wojny - właśnie to sprawiły,
na wsi podwarszawskiej mnie umiejscowiły.
Tam właśnie spędziłem dzieciństwo i młodość,
zdobywałem wiedzę i czerpałem radość,
swe dorosłe życie w Jelczu rozpocząłem,
w fabryce do której nakaz z szkoły wziąłem.
Wszystkie moje lata, do emerytury,
były zapisane w Jelczańskie struktury,
gdzie przepracowałem angażując w pełni,
dokształcając aby wiedzę uzupełnić.
W tym czasie rodzinę także założyłem,
z którą we Wrocławiu się zadomowiłem,
żona, syn, synowa, wnuk oraz dwie wnuczki,
to dorobek życia: piękny, choć maluczki.
Teraz emerycki żywot zaś prowadzę
i na razie jako - tako sobie radzę,
nie starzeć się tylko, mam jedno zadanie,
cel jest bardzo dobry - gorzej z wykonaniem.
ROZWÓJ CYWILIZACJI
Kiedyś, dawno temu, choć żyło się zdrowo,
to życie toczyło się mniej komfortowo,
nie było lodówek, pralek, automatów,
telewizji, radia i przeróżnych gratów.
Dalekich podróży spędzało się chwile,
nie w pociągu, aucie, ale na kobyle,
kiedy się jeść chciało nie szło się kupować,
ale trzeba było w lesie upolować.
Ci co z polowaniem sobie nie radzili,
liśćmi, korzonkami najczęściej żywili,
lub gdy sobie żyli w większej grupie, stadnie,
to z pańskiego stołu czekali co spadnie.
Woda i powietrze chociaż bardziej zdrowe,
to bywało również powietrze morowe,
na które sposobów podówczas nie znano,
i z tego powodu hurtem umierano.
Dlatego dziękujmy za to co dziś mamy,
w dalszym też rozwoju patrzmy o co gramy,
by wysiłek w postęp nie został zepsuty,
a świat już mniej zdrowy, nie został zatruty.
ZŁO I DOBRO
Bywa – zło i dobro – w jednej parze chodzi,
i tak walczą z sobą, w człowieku, na świecie,
zło chciałoby rządzić, dobro się nie godzi,
mówią o tym w radiu, TV, internecie.
Zło zadaje ciosy, dobro je łagodzi,
zmniejsza ból, co ze złem został przyniesiony,
zło niszczy, tratuje, dobro szczęście rodzi,
i w ten sposób układ jest zrównoważony.
Gorzej, gdy zło samo gdzieś się ulokuje,
wtedy to dotkliwość jego mocno wzrasta,
człowiek nadaremnie dobra oczekuje,
a bywa, że sam, także w zło obrasta.
Gdy jest samo dobro – nie zauważamy,
bo nie ma do czego dobra porównywać,
bywa, że czasami, przy różnych okazjach,
chcemy koniecznie, to zło wyszukiwać.
Konkluzja taka z całego wywodu,
zło choć przydatność czasami posiada,
trzeba go tępić, by zła mało było,
dobro niech wszędzie z wszystkimi zasiada.
Dobrzy niech będą: chłopak i dziewczyna,
mąż, żona, przyjaciel, oraz kochankowie,
jeżeli wśród nich, gdzieś zło się pojawi,
to jak je wygonić, niech dobro podpowie.
POLSKA 20-tego WIEKU
Kiedy wiek 20 -ty Polska zaczynała,
w historii niewolę ponad 100 lat miała,
nie miała swych granic, by ją jednoczyły,
tylko trzy zaborcze, które ją dzieliły.
Z map i podręczników całkiem wymazana,
przez inne narody prawie zapomniana,
w umysłach Polaków tylko pamięć żyła,
że Polska przez wieki ich ojczyzną była.
W 914 - tym zaborcy skłóceni,
roztoczyli wojnę, tu na polskiej ziemi,
dla chwały rządzących zbrojne ich oddziały,
z pożogą wojenną Polskę przemierzały.
Drogę do wolności Polska torowała
krwią swoich rodaków, gdy wojna rozbrzmiała,
w 18 - tym roku tak się zespoliła,
że wolność i państwo własne wywalczyła.
Gorące umysły i serca Polaków
obroniły Polskę od wschodnich ataków,
fakt ten w skojarzeniu z jej pobożnym ludem,
został odtąd zwany nadwiślańskim cudem.
Przez ponad dwadzieścia lat Polska istniała,
jako niepodległa i kraj budowała,
ucząc swych rodaków: mowy, walki, pracy,
by swoją ojczyznę kochali rodacy.
Gdy Hitler z Stalinem w 39 - tym
napadli na Polskę, gnębiąc na dwa fronty,
stanęła w obronie swych granic walecznie,
nie mogła się jednak obronić skutecznie.
Gnębiona, niszczona z dóbr swych okradana,
nie upadła jednak nigdy na kolana,
tylko wciąż walczyła śląc swoich żołnierzy,
w wielkie krwawe boje w obronie macierzy.
Wojna która w Polsce swój początek wzięła,
świat cały zasięgiem swoim ogarnęła,
na wszystkich jej frontach walczyli Polacy,
jako najdzielniejsi, podobno są tacy.
Po Drugiej Światowej, Polska odzyskała
swoją pół państwowość, która jej dawała
prawa narodowe w wolności zachwiane,
bo z racji ustroju z Moskwy sterowane.
Choć totalitarne rządy narodowe
swoich przeciwników skracały o głowę
lub ich zamykały do obozów karnych,
Polska jednak żyła, choć w warunkach marnych.
Polska budowała, a także kształciła
swych obywateli i tym podnosiła
rangę i znaczenie we współczesnym świecie,
nie patrząc że Sowiet polityką gniecie.
Zmieniali się ludzie, z nimi rządy, władze,
wspierani rozsądkiem, no i na odwadze,
kierowali Polskę by się rozwijała
i wezwaniom czasów dorównać umiała.
Ustrój, co idee swe głosił dla ludów,
w zanadrzu zawierał masę oszustw, brudów,
i ci którzy pierwsi w tym się rozeznali,
jego złe praktyki omijać starali.
Gdy w Moskwie Gorbaczow, wielki mąż i prawy,
uznał rządy w Polsce, za sprawę Warszawy,
Warszawa zaś reżym nieco rozmiękczyła,
wtedy demokracja w Polsce się zrodziła.
Rok osiemdziesiąty dziewiąty jest znany,
jako ten, co zaczął wprowadzać przemiany,
w całej gospodarce, jak też ustrojowe,
mające zapewnić trendy rozwojowe.
O tym że potrzebne były w świecie zmiany
prawie każdy Polak jest dziś przekonany,
pytanie jest tylko, czy to co zmieniono,
zrobione jest dobrze, czy coś spartaczono?
Wiek 20 - ty właśnie dobiegnął już mety,
jednym był pomyślny, innym mniej niestety,
wiele się w tym czasie w Polsce wydarzyło,
wytrwałym do końca wieku się dożyło.
Wiek to wielu wojen, wśród nich dwie światowe,
miliony żyć ludzkich potraciło głowę,
miliony straciły swych bliskich i domy,
niezliczoną ilość zgniotły nieszczęść gromy.
Lecz także i chlubne karty wieku były,
niejedne narody swe państwa stworzyły,
odzyskały wolność narody gnębione,
zbudowały domy w wojnach potracone.
Technika na świecie tak się rozwinęła,
że nieraz marzenia nawet prześcignęła,
elektryczność, transport, radio, telewizja,
auta, komputery - to jest wieku wizja.
A ile radosnych przebiegło wydarzeń,
ile narodziło fantastycznych marzeń,
ile serc zabiło w szczęśliwej godzinie,
spełniło się życzeń najlepszych w rodzinie.
Ci którzy w dwudziestym wieku w Polsce żyli,
myślę że się w życiu nigdy nie nudzili,
bo był to wiek barwny, trudny i ciekawy,
z okresami walki, pracy i zabawy.
Za jego dni piękne złóżmy dziękczynienia,
nowemu przekażmy najlepsze życzenia,
aby był szczęśliwy, pomyślny, wspaniały,
dla pokoleń przyszłych i tych co przetrwały.
WYCIECZKA PO SZCZĘŚCIE
By nie dociekać: gdzie, komu i kiedy,
w podróż po szczęście wkrótce się wybieram,
a że w gromadzie weselej wędrować,
wszystkich, też chętnych, ze sobą zabieram.
Szczęścia jest dużo, chodzi ulicami,
lub nad strumieniem przysiadło cichutko,
trzeba go dotknąć, zajrzeć prosto w oczy,
i się uśmiechnąć do niego milutko.
Ci którzy zechcą jechać wraz ze mną,
powinni zabrać z sobą uśmiech słodki,
miejsca jest dosyć, wystarczy dla wszystkich –
i na życzenie – jedno dla Stokrotki.
Chociaż cieszymy się ze szczęścia innych,
nie każde szczęście dla wszystkich pasuje,
gdy Ci potrzebne, poszukaj swojego,
swoje na każdą okazję smakuje
Jestem bezpieczna. Dziś nie ujrzysz
Tej pustki w zimnych nocach
Drżenia dłoni, wielkiej burzy.
Strachu, który jest w oczach
Że kłamię przez telefon
Na szczęście tego nie zobaczysz
Bo jesteś tak daleko
Prawda nie jesteś moim wrogiem
Przecież nawet cię lubię
"Nie, w tym tygodniu też nie mogę"
O Boże co ja mówię
Postąpiłam znów mądrze
Już prawie północ. Patrzę w okno
Nie ma cię tu. Jak dobrze.
PODZIĘKOWANIE
Mili Państwo! Serce mi podpowiada,
żeście mi wszyscy serdecznie przyjaźni,
ja przy Was, młodszym czuję się tak wiele,
że jeszcze nie zamknę mojej wyobraźni.
Chciałbym jak najdłużej z Wami się spotykać,
i jeśli mym myślom Opatrzność pozwoli,
lepsze lub gorsze, co jest kwestią gustu,
Krzysio wierszyki jakieś nagryzmoli.
Dziękuję za wsparcie, bardzo mi pomocne,
które bytnością u mnie zaznaczacie.
moje tworzenie staje się owocne,
gdy swą serdeczność dla mnie przelewacie.
Strofy niniejsze chciałbym dedykować,
tym którzy bloga mego odwiedzają,
i podziękować tym co w komentarzach,
na moim blogu, ślad swój zostawiają.
OSTATNIA PODRÓŻ
Niedługo chyba odjadę,
tam gdzie się nie wybieram,
chociaż w kolejce na podróż,
łokciami się nie rozpieram.
Choć chciałbym zostawić po sobie,
wszystko w najlepszym stanie,
czy wówczas kiedy odjadę,
pamięć po mnie zostanie?
Czy wspomni choćby przez chwilę,
ktoś ze wspólnego grona?
czy może pamięć wraz ze mną
zostanie też wydalona?
Może dołączę też do tych,
co wcześniej się w podróż wybrali,
zawiozę im wieści o was,
powiem: jesteście wspaniali!
PRL i po
Nie drwij z PRL-u, mój ty przyjacielu
PRL nas żywił, chronił oraz uczył,
a że może czasem komuch gdzieś dokuczył,
to nie robił tego z linii przekonania,
tylko prezentował osobowość drania.
Dranie zaś są wszędzie we wszystkich ustrojach,
tylko występują w nieco różnych strojach.
Kiedyś się straszyło związkami z sanacją,
teraz zaś się straszy wnikliwą lustracją.
PRL się z biedą dość często kojarzy,
prawda to lecz wówczas nie było nędzarzy,
co by po śmietnikach swej szansy szukali,
bo ich domy, w myśl prawa, w przetargach sprzedali.
To co w PRL-u było źle robione,
nie znalazło troski, by być naprawione,
dokonując przemian w ferworze zamętów,
stworzono warunki do różnych przekrętów.
Teraz po przemianach, masz kredyt na raty,
widoczny podział: biedny i bogaty,
ci co zamożniejsi, choć ich nie tak wielu,
chwalą ustrój, władzę, tak jak w PRL-u.
Ta część osobników, co najbardziej syta,
walczy z sobą o prym: do dóbr, do koryta,
metody są inne od tych w PRL-u,
lecz dotyczą zawsze jednakiego celu.
PRL przeminął, taka jego racja,
potrzebna uczciwa w Polsce demokracja,
która by rodakom więcej szans dawała,
a nie z PRL-u bąki wypuszczała.
SIEDEMDZIESIĘCIOLATEK
Chociaż mam latek siedemdziesiąt,
to jeszcze, coś się w głowie plecie,
ostatnio wymyśliłem sobie,
by zapisywać w internecie.
Z upodobania wierszokleta,
emeryt chyba z konieczności,
chciałbym dostrzegać piękno życia,
mimo, że wiele spraw mnie złości.
Łatwiej jest jednak żyć z uśmiechem,
więc chętniej sięgam pozytywów,
na zachowania negatywne,
nie mam już prawie żadnych wpływów.
Cieszę się wielce, że dożyłem,
szacownej mej siedemdziesiątki,
lepsze to, niż bym się użalał,
że to starości są początki.
Młodym już pewnie nie dorównam,
objaw to może niewesoły,
pocieszam jednak się w tej mierze –
nie muszę chodzić już do szkoły.
Choć szkolne lata najpiękniejsze,
wiedza przydatna całe życie,
to wiem jeszcze ze swej młodości,
na szkołę nieraz się skarżycie.
Ci, którzy zajrzą na te strony
i ten mój wierszyk przeczytają,
namawiam niechaj wokół siebie,
swojego piękna poszukają.
Piękna przyroda, mili ludzie,
jeśli się dobrze im przyjrzycie,
przystojni chłopcy, piękne “laski”,
i piękne całe nasze życie.
Kwiatki dla Gochy
Ten, kto nie zna Pani Gochy,
myśli : dobra jest i miła...
Pani Gocha ma swe fochy.
Zresztą, zawsze taka była.
Gocha lubi wbijać szpile.
Potem długie miną chwile,
nim w ogóle do cię powie :
Sie ma, stary, jak twe zdrowie ?
Mowa nie o zdrowia stanie.
Sprawdza szpilek swych działanie.
Ale ja znam Pania Gochę.
No, niedużo, może trochę.
Wiem, co po Niej się spodziewać.
Woli wypić niż zaśpiewać,
jest praktyczna i skuteczna
i w kontaktach bardzo grzeczna
i potencjał ma niemały.
Lubi wice i kawały.
Rzadko, lecz bywa uczynna,
no i zawsze jest...niewinna !
Tak, jak teraz. Cicho siedzi,
nie udziela odpowiedzi,
ale czyta. Wiem coś o tem.
Myśli, co odpowie potem,
może się i złości trochę.
Ludzie ! Ja znam Pnią Gochę,
to nie charakterek święty.
Jak odpowie, pójdzie < w pięty > ,
bo się nigdy tak nie dzieje,
że są dni, gdy łagodnieje.
BAJKA DLA DOROSŁYCH
Szczęście dzisiaj wydarzenie
Goła fryzjer jest strzyżenie
Wszyscy siedzą po kolei
Metal Punk i Skinheadzi
Ona tańczy ona śpiewa
Talią kręci pierś faluje
Dolna głowa protestuje
Krzyczy biedna rozwścieczona
Bo nie widzi pokrzywdzona
Przecież nad nią też są włoski
Niech przystrzyże dla radości
Górna głowa też popsuta
Buźka patrzy jak rozpruta
Wytrzeszczając na nią gały
Nic nie myśli ciągnie gościa
Na fotelu go sadowi
Uśmiech wręcz z pyska tryska
Choć to przecież nie dentystka
Wszyscy chodzą postrzępieni
Za to razem pogodzeni
Nieudolna ta fryzjerka
Robi jedną na wsi modę
MetPunkHad-zi tu królują
Razem siedzą wódkę piją
I spokojnie sobie żyją
Ależ mam, w sobie - złość.
Niech tylko ktoś
- podejdzie,
cały nie przejdzie!
Jestem groźna i waleczna.
Niebezpieczna!
Nogą tupnę.
Drzwiami – łupnę.
Krzyknę głośno – Aaaaaa!!!
To ja!. Kobieta zła!
Ale… czemu odchodzisz?
Poczekaj! Już mi przechodzi…
Co byś zawsze była dzielna!
Hejże piękna Ciemnowłosa,
którą wszyscy Wojtuś zwą.
Lub też Wandal co niektórzy,
albo Wanda Ci co chcą.
Wstęp co prawda mi nie wyszedł
nazbyt dobrze myślę sobie.
Lecz niestety tak już bywa
gdy się ma zielono w głowie.
Nie od trawy, albo trocin
tylko marzeń kolorowych
o karierze gitarzysty
i starości latach błogich.
Zanim spełnią się marzenia
długa droga jest przede mną.
Będę musiał się nauczyć
wielu rzeczy do dnia tego,
w którym powiem "jestem dzielny,
punktualność moją cnotą,
jestem już odpowiedzialny,
rankiem budzę się z ochotą
wstania z łóżka, posprzątania,
wydłubania ropy z oczu,
szczęki w szklance wypłukania
i oddania na czas moczu."
Lecz to nie jest takie proste.
Ale szczycę się nadzieją,
że ten czas nadejdzie szybko
bowiem złe się rzeczy dzieją.
Których chcąc nie chcąc przyczyną
sam ja jestem (co wstyd przyznać).
Gdzieś się spóźnię lub zapomnę
na czas list do kogoś wysłać.
Czego sama doświadczyłaś
w dniu urodzin droga Wando,
których dzień już dawno minął.
To kolejny dowód na to,
że do pracy wziąć się muszę
by nadrobić czas stracony,
ponaprawiać wszystkie błędy.
No i w końcu odnowiony
życie lepsze już prowadzić,
szczęściem cieszyć się co dnia,
ludzi nigdy już nie zawieść.
To jest to czego mi trza.
Tak więc proszę Cię Wojtusiu
byś wybaczyć mi zechciała
niegodziwość serca mego,
o tym co złe zapomniała.
Choć spóźnione ale szczere
jedno jeszcze mam marzenie
abyś przyjąć dziś zechciała
małe moje to życzenie:
byś się nigdy nie zgubiła
na tej krętej życia drodze.
Abyś pokój w sercu miała
nie oddając jego trwodze
o swą przyszłość, nowe chwile,
które Bóg kształtuje Tobie
po to, byś szczęśliwą była
i przyjaciół miała mrowie.
Wiedz, że co On przygotował
dla nas wszystkich na tym świecie
jest najbardziej odpowiednie.
I nic Wojtku nie znajdziecie
co by mogło jeszcze bardziej
cudnym czynić nasze życie.
Nie ma tutaj co roztrząsać -
z Nim jest wprost niesamowicie!
Tak więc proszę w swych modlitwach
co by troszczył się o Ciebie,
był na każdą trudną chwilę
i wysłuchał gdyś w potrzebie.
Czasem trudno mu zaufać
gdy nam przyjdzie kogoś "stracić".
Lecz On nigdy nie zabiera
gdy po stokroć nie ma zwrócić.
A więc dzielna bądź dziewczynko
tak jak ja będę niedługo.
Do szaleństwa się zakochaj
w Panu Bogu i żyj długo,
szczęściem dzieląc się z innymi
by się ono powielało
na świat cały, wszystkich ludzi
gdyż go ciągle jest za mało
w świecie gdzie na brak miłości
ludzie cierpiąc narzekają,
gdzie nienawiść ciągle gości
i niewinni umierają.
Nie obawiaj się dostrzegać
świata tego złość, obłudę.
Ale mów też o miłości,
nieś współczucie i otuchę.
Dla tych, którzy potrzebują
pokrzepienia, przytulenia,
ciepła Twoich dobrych dłoni
i z ciemności wybawienia.
Troszcz się o Siebie
codzień dokładnie.
A gdy nie będziesz miała co robić
to wieczorami możesz śnić o mnie.
Już nie długo, tak pod wieczór
za dni chyba z osiemnaście
na świat w chwale Człowiek przyjdzie
pokój światu niosąc w darze.
Zagubionym wskaże drogę,
słabym mocy swojej doda,
ślepym bielmo z oczu zdejmie,
dla spragnionych będzie woda.
Tym, co szczęścia nie brakuje,
którzy służą mu z miłości
błogosławić będzie, aby
w sercu radość mogła gościć.
Wraz ze swoim narodzeniem
co najlepsze On przyniesie
i każdemu ofiaruje
wszystko we właściwym czasie.
Gdyż On nie jest Bogiem skąpym,
nie żałuje dobrej rzeczy,
a gdy czegoś nam odmawia,
to ośmielę się powiedzieć,
że na pewno coś lepszego
dla nas trzyma na zapleczu.
Tak to jest z dobrym Tatusiem.
No, no!
Ech! Żeby mieć tyle wiary
i ufności w Jego słowa
gdy nam cudy obiecuje.
To by było, co? No!
A obiecał, że się troszczyć
będzie o nas w każdej chwili,
by nam do śmiałości w życiu
nigdy nie zabrakło siły.
On uwalnia ze słabości,
wad, przywarów, przyzwyczajeń
niezbyt dobrych i z lenistwa,
złości, gniewu, grzesznych pragnień.
To ci jest dopiero Facet
co nam życie tak upiększa.
No i weź takiego nie lub
i nie sprzątaj swego wnętrza.
Bo nie sztuką jest odkurzyć
czy zmyć kuchnię na tę chwilę.
Owszem to jest również ważne
aby w domu było mile.
Lecz nad wszystko nasze serca
odświeżenia potrzebują
(no i uszy i skarpety,
o fuj! No niestety).
Lecz wierz mi dziś droga moja,
że świat będzie cudowniejszy,
jaśniej będzie słońce świecić
Sylwek będzie stokroć lepszy.
To dopiero będzie z niego
facet przez sto pomnożony!
Włosów miliard, uszu dwieście,
O siet! (To z angielskiego. Nie, no jasne?!)
Ale póki co szykować
trzeba się na owe chwile
aby wieczór po Wigilii
móc wspominać bardzo mile.
Ja skarpety już zmieniłem
z września na październikowe,
do Nowego Roku styknie.
Potem włożę już zimowe.
Czas już kończyć ten list krótki,
za kopertą się rozejrzeć,
znaczek z szyszką w rogu wkleić
i do skrzynki wszystko wrzucić.
Ach! Adresu nie zapomnieć
umiejscowić na kopercie.
Czy coś jeszcze? Nie poplamić
w maśle czy jakimś pasztecie.
Zanim jednak to uczynię
pragnę jeszcze Ci napisać,
żem nie przestał szczęścia Twego
w swych modlitwach Bogu zlecać.
O to Ciebie ja dziś proszę
byś i o mnie Mu wspomniała.
No i śniła czasem o mnie.
Nie za długo! Nie wypada.
E tam! Co to "nie wypada"!
Możesz nawet całą noc.
Jeśli chcesz, to nawet dwie.
Ja o Tobie czasem śnię.
TAK SIE FAJNIE JUZ ROBILO-ZNOWU SLONKO SIE GDZIES SKRYLO
COS MI PISAC JUZ NIE PISZESZ-WIEC PRZERYWAM CI TE CISZE
WYSLE CI ME MALE ZDJECIE-WRAZ Z NIM TAKIE TO ZAKLECIE
ZEBYM MOGL SIE W DUCHA ZMIENIC-I SIE PRZENIESC W TEJ PRZESTRZENI
BYM POPATRZEC MOGL Z UKRYCIA-JAKI MASZ UROKI ZYCIA
JAK SIE KAPIESZ JAK SIE PLUSKASZ-CIALO SWOJE GABKA MUSKASZ
TAKIE PIEKNE I UROCZE-JA DO WANNY WNET TAM WSKOCZE
BY WYKAPAC CIEBIE W PIANIE-DELIATNIE COS TAM STANIE
BO NATURA WCIAZ NAS WOLA-TWOJA POSTAC I MA GOLA
Każda dziewczyna posiada cnotę,
a na tę cnotę chłopcy mają ochotę.
Każda dziewczyna swej cnoty strzeże,
lecz wreszcie ktoś ją odbierze.
Jedna straciła gdy miała roczek
bo nieuważnie siadła na smoczek,
druga lat miała dziesięć prawie
siadła na kołek który był w trawie
Piętnastolatka nie jest już dzieckiem
Straciła cnotę wkładając świeczkę.
Straciła Ewa bo zrobił to Adam,
wiec tobie też posiadać nie wypada.
Sylwester Podolski - "Pchła i Rabin"
Rabin pchełkę, co w zad go ugryzła głeboko
dławił mrucząc: ząb za ząb, a oko za oko!
Błaga pchełka, w okrutne schwytana potrzaski:
"miercią karzesz mą winę? mam rodzinę, łaski...
Chcesz słusznej zemsty? Bierz ją, lecz nie przekręć śrubki
i tak jak ja ciebie - ugryś mnie w półdupki!!!!"
Adam Mickiewicz - "Pchła i Rabin"
Pewny rabin w Talmudzie kąpiąc się po uszy,
Cierpiąc, że go pchła gryzła; w końcu się obruszy:
Dalej czatować, złowił. Siedzi przyciśnięta,
Kręci się, wyciągając główkę i nożęta:
"Daruj, Rabi, mądremu nie godzi się gniewać:
Potomkowi Lewitów możnaż krew przelewać?"
"Krew za krew! - wrzasnął Rabin - Belijala płodzie!
Filistynko, na cudzej wytuczona szkodzie!
Mrówki snują szpichlerze; pracowite roje
Znoszą miody i woski, a trucień napoje:
Ty się jedna śród ludzi z liwarem uwijasz,
Pijaczko tym szkodliwsza, iż cudze wypijasz".
Zakończył, i gdy więźnia bez litości dłabi,
Pchła konając pisnęła: "A czym żyje rabi?"
Jan Brzechwa ,,Pchła szachrajka''
Chcecie bajki? Oto bajka:
Była sobie Pchła Szachrajka.
Niesłychana rzecz po prostu,
By ktoś tak marnego wzrostu
I nędznego pchlego rodu
Mógł wyczyniać bez powodu
Takie psoty i gałgaństwa,
Jak pchła owa, proszę państwa.
Miała domek na przedmieściu
Po ojczymie czy po teściu,
Dom złożony z trzech pięterek
I pokojów cały szereg.
Więc salonik i sypialnię,
I jadalnię, naturalnie,
Gabinecik i korytarz,
O cokolwiek się zapytasz,
Wszystko miała, aż jej gości
Zalewała żółć z zazdrości.
Miała bryczkę, dwa kucyki,
Dojną krowę z Ameryki,
Psa kudłacza, owcę, kurę
Oraz koty szarobure,
Dwa uczone karaluchy
W kuchni pasły sobie brzuchy,
Konik polny Pchle Szachrajce
Co dzień grał na bałałajce,
Jednym słowem miała życie
Ułożone znakomicie.
Pchła Szachrajka rzekła: Lubię
Czasen w pchełki zagrać w klubie!
Więc ubrana jak z igiełki
Pojechała zagrać w pchełki.
Jedzie sobie Pchła Szachrajka
Kolorowa jak mozaika,
Jedzie pełna animuszu,
W żakieciku z lila pluszu,
Z żółtym piórkiem w kapeluszu,
W modrych butach atłasowych,
W rękawiczkach purpurowych.
W klubie bywa tyle osób,
Że przecisnąć się nie sposób.
Pchła krzyknęła: Dajcie drogę!
Jestem mała, przejść nie mogę!
Tłum rozstąpił się, a ona
Przeszła środkiem niewzruszona.
Już do stołu mknie czym prędzej
I wyjmuje stos pieniędzy.
Postawiłabym trzy grosze
Na zielone...
Bardzo proszę.
Pchełki skaczą jak szalone,
Tu niebieskie, tam czerwone,
Tu wygrana, tam przegrana...
Na zielone, proszę pana!
Pchła Szachrajka była mała,
Między pchełki się wmieszała
I po stole sama skacze.
Co to znaczy? - myślą gracze -
W którąkolwiek spojrzeć stronę
Wygrywają wciąż zielone.
Nim się gracze połapali,
Pchła Szachrajka wyszła z sali
I z wygraną swą do domu
Pojechała po kryjomu.
Pomyślała: Po tej próbie
Nie pokażę się już w klubie.
Taki dała więc telegram:
W pchełki z wami
więcej nie gram
Pchle zachciało się brewerii,
Poszła więc do menażerii.
Właśnie słoń po drodze dreptał,
Pchły o mało nie rozdeptał.
Patrzy: Cóż to za ździebełko?
Co tu robisz, pani Pchełko?
Pchła stuknęła parasolką:
Jestem pchłą, lecz przy tym Polką!
Żądam większej galanterii,
Panie słoniu z menażerii!
Słoń pokręcił grzecznie trąbą
I powiada: Jestem Jombo,
Przyjechałem tu z Colombo.
Rzecze na to Pchła do słonia:
A ja jestem rodem z Błonia,
Tam plantację mam wzorową,
Sadzę na niej kość słoniową.
Obok domu dla kaprysu
Trzymam stale sto tygrysów,
Sto kangurów, sto lampartów,
Ze mną, panie, nie ma żartów!
Słoń pokręcił trąbą grzecznie:
Rzeczywiście niebezpiecznie.
Potem upadł na kolana
I powiedział: Ukochana,
Takiej właśnie pragnie żony
Jombo, sługa uniżony.
Pchła usiadła mu na karku,
Przejechała się po parku,
Wreszcie rzekła: Drogi Jombo,
Imponujesz mi swą trąbą,
Ale tylko trąbą. Zaczem
Możesz zostać mym trębaczem.
Pchła Szachrajka po obiedzie
Do cukierni bryczką jedzie.
Już z daleka widać z bryczki
Purpurowe rękawiczki.
Pchły ciastkami zwykle gardzą,
Nasza zaś lubiła bardzo
Tartoletki, papatacze,
Ptysie, bezy i sękacze,
Rurki z kremem, tort z wiśniami
I babeczki z malinami.
Wchodzi śmiało do cukierni,
W pas kłaniają się odźwierni,
Już kelnerzy przyskakują,
Grzecznie w rączkę ją całują.
Dzisiaj rurki z kremem zjem,
Bo ogromnie lubię krem.
Proszę podać ze trzydzieści,
Stolik więcej nie pomieści.
Przy stoliku pchła zasiadła,
Jedną rurkę z kremem zjadła,
Zostawiła pełną tacę.
Za tę jedną rurkę płacę!
Wstała, wyszła, od niechcenia
Powiedziła do wiedzenia
I mignęły tylko z bryczki
Purpurowe rękawiczki.
Bardzo dziwią się kelnerzy:
Jak rozumieć to należy!
O trzydzieści rurek prosić,
A po jednej mieć już dosyć?
Nagle patrzą: Co to? Czemu
W rurkach wcale nie ma kremu?
Wszystkie puste? Co za kwestia?
Zjadła cały krem ta bestia!
Tak się przejął tym cukiernik,
Że przypalił cały piernik
I zawołał: Proszę mi tu
Kupić jutro flaszkę flitu.
Gdy znów przyjdzie Pchła przeklęta,
Rurki z kremem popamięta!
Raz, któregoś dnia, przy święcie
Urządziła Pchła przyjęcie.
Gości przyszło co niemiara:
Chrabąszcz, komar, mucha stara,
Przydreptały dwa pająki,
Ćmy, szerszenie i biedronki,
Jedna osa, cztery pszczoły,
Motyl, trzmiel i bąk wesoły,
Mole, mrówki oraz ważki,
I zaczęły się igraszki.
Dwa uczone karaluchy
Roznosiły placek kruchy,
Pestek, maku, cukru garstki,
A w szklaneczkach jak naparstki
Sok z czereśni, oranżadę
I mrożoną czekoladę.
W pewnej chwili Pchła powiada:
Jestem gościom bardzo rada
I z największą przyjemnością
Coś zaśpiewam miłym gościom.
Dajmy na to... arię z Toski,
Lecz po włosku, bo znam włoski.
Zawołali goście: Brawo!
Niech zaśpiewa, bo ma prawo!
Wszyscy zatem jeść przestali,
Pchła stanęła w końcu sali
I z usteczek jej maleńkich
Popłynęły cudne dźwięki.
Pchła śpiewała niemal bosko,
Komar bzyknął czule: Tosko!
Toska drobne swoje rączki
Zacisnęła jak dwa pączki,
W rączki smutnie twarz wtuliła
I tak śpiew swój zakończyła.
Co za głos! - krzyknęli goście -
Niech zaśpiewa jeszcze, proście!
Pchła zgodziła się z łatwością
Z zaśpiewać miała gościom
Arię Halki, a tymczasem
Zaśpiewała takim basem,
Że aż goście, co siedzieli
Spadli z krzeseł i z foteli.
Żuk podskoczył, zatkał uszy...
Przecież ona nas ogłuszy!
Bujda! - krzyknął prosto z mostu.
Rzecz wydała się. Po prostu
Nie śpiewała Pchła Szachrajka,
Tylko skrzynka-samograjka,
A karaluch w niej ukryty
Jak na złość pomylił płyty.
Żuk powiedział tylko: Żuka
Pchła Szachrajka nie oszuka.
I zapalił dumnie fajkę
Opuszczając Pchłę Szachrajkę.
Pchle samotność nie służyła,
Lecz że była bardzo miła,
Miała siedem koleżanek,
Czarujących warszawianek,
Młodych, ślicznych jak poranek.
Wszystkie pełne elegancji,
W sukieneczkach prosto z Francji,
Uczesane w modne loczki
I w pończoszkach jak obłoczki.
Pchła wraz z nimi w karnawale
Objeżdżała wszystkie bale,
Plotkowała z nimi stale,
Co dzień każdą koleżankę
Odwiedzała, filiżankę
Czarnej kawy wypijała
I na inne plotkowała.
A że miała powodzenie,
Powodzenia jej szalenie
Zazdrościły koleżanki,
Więc się wciąż słyszało wzmianki:
Pchła to dziwna jest osoba!
Cóż się w takiej Pchle podoba?
Czy ta wiecznie skromna minka,
Czy błękitna pelerynka,
Purpurowe rękawiczki,
Czy te nóżki jak patyczki?
Albo może uśmiech słodki,
Albo psoty, albo plotki?...
Tak mówiły koleżanki,
Eleganckie warszawianki.
Pchła w okropną wściekłość wpadła,
Czerwieniła się i bladła,
I tupała nóżką małą,
Że aż w domu wszystko drżało.
Niegodziwe zazdrośnice!
Niech no tylko je przychwycę,
A już będą trzy kwartały
Pchłę Szachrajkę pamiętały!
Rozmyślała cały ranek
I do siedmiu koleżanek
Rozesłała siedem kartek
Pisząc krótko: Proszę w czwartek
Do mnie, droga koleżanko,
Przyjść na kawę ze śmietanką.
Rozesłała siedem kartek
I na gości czeka w czwartek.
Patrzy, jadą przez ulice
Koleżanki - zazdrośnice.
Jadą, jadą koleżanki,
Elegantki z morskiej pianki.
Pchła wybiegła aż na ganek
Na spotkanie koleżanek.
Witam, cieszę się ogromnie,
Żeście dzisiaj przyszły do mnie!
I wprowadza je po schodkach,
I zaprasza je do środka.
Elegantki wchodzą godnie,
Każda jest ubrana modnie,
Każda w nowym, pięknym stroju
Najlepszego w mieście kroju.
Gdzie jest lustro?
W przedpokoju.
Biegnie pierwsza do zwierciadła,
Popatrzyła i pobladła.
Co to znaczy? Oczy krowie,
Krowie rogi mam na głowie,
I w dodatku krowią postać!
Apopleksji można dostać!
Biegnie druga do zwierciadła
I jak stała, tak usiadła.
Ja tak samo, daję słowo,
Jestem krową, zwykłą krową!
Inne, widząc swe odbicie,
Wpadły w rozpacz: Czy widzicie?
I wołały zapłakane:
To są rzeczy niesłychane!
Elegantkę zmienić w krowę!
To jest Pchły gałgaństwo nowe!
Niech się na nas nie porywa
Pchła Szachrajka niegodziwa,
Znać nie chcemy koleżanki,
Co obraża warszawianki!
I bez słowa pożegnania
Wyszły wszystkie z jej mieszkania.
Żadna dobrze nie wiedziała
Jak przemiana ta powstała.
Ale my te sprawki znamy:
Pchła wyjęła lustro z ramy,
A wstawiła arkusz miki,
Dojną krowę z Ameryki
Postawiła z drugiej strony.
Każdy był więc przeświaczony
Patrząc w mikę należycie,
Że to jego jest odbicie.
Przez ulicę jedzie bryczka,
Pchła w niej siedzi jak księżniczka.
Na ramionach pelerynka,
Spod kapturka słodka minka,
Parasolka mała w dłoni
Przed słonecznym skwarem chroni.
Pchła do sklepu wchodzi godnie.
Chciałabym się ubrać modnie.
Czy dostanę na sukienki
Jakiś jedwab bardzo cienki?
Skoczył kupiec i na ladzie
Najpiękniejsze wzory kładzie.
Wybór nader mam bogaty,
Oto modny jedwab w kwiaty
Żółte, białe, morelowe,
Modre, lila, purpurowe,
Rezedowe i zielone,
Srebrne, złote i czerwone.
Pchła Szachrajka przez dzień cały
Oglądała materiały,
Oglądała, wybierała...
Wybór duży, a pchła mała!
Rzekła wrezcie: Wielka szkoda,
Nie dogadza mi ta moda,
Może z czasem, do jesieni
Wśród deseni coś się zmieni.
Choć nic w sklepie nie kupiła,
Ale była bardzo miła,
Więc ją kupiec wyprowadził
I do bryczki grzecznie wsadził.
Gdy uprzątał materiały,
Nagle ręce mu zadrżały,
Patrzy - znikły wszystkie kwiatki,
A pozostał jedwab gładki.
Ta szachrajka, ta pchła mała,
Wszystkie kwiatki mi zabrała,
Taką w smole warto upiec! -
Zrozpaczony jęknął kupiec.
A ulicą jedzie bryczka,
Pchła w niej siedzi jak księżniczka.
Staje wreszcie koło domu
I nie mówiąc nic nikomu
W ulubionym swym ogródku
Sadzi kwiatki po cichutku:
Żółte, białe, morelowe,
Modre, lila, purpurowe,
Rezedowe i zielone,
Srebrne, złote i czerwone.
Pomalutku sadzi kwiatki
Cyklameny, róże, bratki,
Malwy, niezapominajki...
Ślicznie jest u Pchły Szachrajki!
Pchła, podobnie jak kobiety,
Rzadko zajrzy do gazety,
Ale czasem od niechcenia
Czyta drobne ogłoszenia.
Raz więc, nudząc się szalenie,
Przeczytała ogłoszenie,
Że niejaka panna Kika
Na ulicy Kopernika
Pragnie uczyć się języka
Angielskiego.
Pchła szczęśliwa
Już coś knuje, już się zrywa
I po chwili w kapeluszu,
W żakieciku z lila pluszu,
W modrych butach atłasowych,
W rękawiczkach purpurowych
Jedzie wprost na Kopernika,
Tam, gdzie mieszka panna Kika.
Cóż, angielski rzecz niewielka!
A wyglądam jak Angielka,
Jest mi nudno! Mam ochotę
Pannie Kice zrobić psotę!
Przyjechała, do drzwi dzwoni,
Ogłoszenie trzyma w dłoni.
Panna Kika? Właśnie do niej...
Z ogłoszenia... Chęć mam wielką
Zostać jej nauczycielką.
Panna Kika była miła,
Szybko sprawę załatwiła
Mówiąc: Cieszę się ogromnie,
Że dziś pani przyszła do mnie.
W Ameryce mam krewnego
I dlatego angielskiego
Chcę się uczyć na wypadek,
Gdy dostanę po nim spadek.
Mam tu zeszyt i ołówek
Do pisania obcych słówek.
Dziś jest piątek... Od soboty
Mogę wziąć się do roboty.
Pchła słuchając, kilka razy
Powtarzała dwa wyrazy
Po angielksu. Jeden znała
Z lat, gdy była jeszcze mała
I lubiła zbierać znaczki,
Drugi zaś - z unrowskiej paczki.
Tak zaczęła się nauka.
Panna Kika słówka duka,
Pchle z wysiłku puchnie główka,
Wciąż dyktuje nowe słówka:
Tirli - wojsko, pirli - woda
Tirlipirli - wojewoda.
Fiki - pole, miki - taczka,
Fikimiki - polewaczka.
Limpa - noga, pimpa - droga,
Pimpalimpa - hulajnoga...
Pisze słówka w swym zeszycie,
Wciąż je sobie przepowiada.
Pchła nie szczędzi pochwał, rada,
Że postępy są w nauce.
Chyba kurs dla pani skrócę,
Pani pilność jest wzorowa,
A ten akcent, ta wymowa,
Niech się król angielski schowa!
Jeszcze tydzień lekcje trwały,
Dały wynik doskonały.
Panna Kika, wniebowzięta,
Wszystkie słówka już pamięta
I z zeszytu płynnie czyta,
Jak Angielka rodowita.
Pchła, żegnając uczennicę,
Powiedziała pannie Kice:
Jestem dumna z panny Kiki,
Pimpalimpa, fikimiki!
Panna Kika do kawiarni,
Gdzie najludniej i najgwarniej,
Wchodzi, niby dla ochłody
Każe podać sobie lody.
Przyjaciółki siedzą w kółko,
A już Kika przyjaciółkom
Swą wyższością dogryźć rada,
Po angielsku odpowiada
Słówka, które jej do głowy
Pchła wbijała nieustannie,
By dogodzić próżnej pannie.
Naraz dziwna rzecz się stała,
Rzecz po prostu niebywała.
Oto wszystkie pchły w lokalu,
Skacząc zwinnie cal po calu,
Przeskakując przez stoliki,
Właśnie stolik panny Kiki
Otoczyły i obległy.
Przyjaciółki się rozbiegły,
A pchły grzecznie wkoło siadły
I ze smakiem lody zjadły.
Przerażona panna Kika
Od stolika szybko zmyka,
Już-już dopaść ma dorożki,
A pchły skaczą na pończoszki,
Na spódniczkę, na trzewiki
I w rękawy panny Kiki.
Tu się cała rzecz wydała:
Pchła Szachrajka nie umiała
Po angielsku, bo i skądże?
Chcąc postąpić jednak mądrze,
Nauczyła pannę Kikę
Władać świetnie pchlim językiem
I dlatego pchły na pewno
Wzięły ją za swoją krewną.
Pchła Szachrajka po tej psocie
Zamieszkała na Ochocie
I przez dwa miesiące prawie
Nie zjawiła się w Warszawie.
Był karnawał. W karnawale
Wszyscy bardzo lubią bale.
Pchła więc myśli: Doskonale!
Bal wyprawię, lecz nie u mnie.
Trzeba przecież żyć rozumnie.
Rozpisała zaproszenia,
Że bal będzie u Szerszenia
I że właśnie on zaprasza
Na sobotę. Dobra nasza!
Szerszeń, nic nie wiedząc o tym,
Kładł się właśnie wpać w sobotę,
A tu nagle mu przed ganek
Wjeżdża szereg aut i sanek.
Szerszeń pełen jest zdziwienia,
Patrzy: Co to? Zaproszenia?
Podpis mój jest sfałszowany,
Ktoś zupełnie mi nie znany
Sobie bal wyprawił u mnie!
A tu goście jadą tłumnie,
Panie w pięknych toaletach,
W autach, sankach i karetach.
Jak karnawał, to karnawał!
Ktoś mi zrobił brzydki kawał! -
Myśli Szerszeń, ale gości
Wita grzecznie - z konieczności.
Pchła, wytworna w każdym calu,
Chętnie wodzi rej na balu.
Ma na sobie suknię nową,
Plisowaną, kolorową,
Ma jedwabne pantofelki,
W lewej ręce wachlarz wielki,
I unosząc się na palcach
Wiedeńskiego tańczy walca.
Każdy pan jej czar ocenia,
Każdy pyta się Szerszenia:
Kto ta dama, ta nieznana,
Kto ta piękność, proszę pana?
Szerszeń mówić nie chce wcale,
Odpowiada coś niedbale,
Zielenieje wprost ze złości:
Nie ma czym nakarmić gości.
Nic już dzisiaj nie dostanę.
Dam im placki kartoflane!
Pchła tymczasem od kwadransa
Tańczy z wdziękiem kontredansa,
Główkę schyla i co chwila
Do tancerza się przymila,
I taneczne stawia kroczki
Leciusieńkie jak obłoczki.
Muzykańci grać przestali,
Szerszeń kręci się po sali,
Chciałby wykryć winowajcę
I ukradkiem Pchle Szachrajce
Jednym okiem się przygląda.
Towarzystko walca żąda!
Pchła już tańczyć nie ma chęci
I odmownie główką kręci.
Lepiej będzie zejść mu z oczu!
Chwilę stała na uboczu
I jak stała, tak wypadła,
Do swej bryczki szybko wsiadła,
A nim jeszcze kwadrans minął,
Już leżała pod pierzyną.
Pchle zachciało się podróży,
Bo domowe życie nuży.
Wymuskana, piękna, hoża,
Stoi Pchła na brzegu morza,
Aż tu okręt się nadarzy.
Pchła więc prosi marynarzy:
Może z sobą mnie weźmiecie,
Podróżować chcę po świecie.
Przybił okręt do przystani.
Z wielką chęcią, proszę pani!
Siedzi Pchła już na pokładzie,
To pasjansa sobie kładzie,
To na słońcu się opala,
To przygląda się, jak fala
Obok fali się przewala.
Upłunęły dwa tygodnie -
Tak przyjemnie i pogodnie!
Piętnastego dnia śród fali
Ląd ukazał się w oddali.
Pchła powiada: Kapitanie,
Niechaj okręt tutaj stanie,
Zatęskniłam już za lądem,
Więc na lądzie tym wysiądę.
Łódź kapitan spuścić każe,
Pchłę żegnają marynarze,
Łódź do brzegu zwinnie dąży,
Biała mewa nad nią krąży.
Przed oczami Pchły Szachrajki
Staje nagle zamek z bajki,
Dookoła groźne wieże,
Każda wieża zamku strzeże,
W wieżach straże i rycerze.
Zobaczyli Pchłę z daleka...
Kto to taki? Straż nie zwleka,
Szybko wsiada na rumaki,
Żeby sprawdzić, kto to taki.
Już do zamku Pchłę prowadzą,
Niech tłumaczy się przed władzą.
Wchodzi Pchła do wielkiej sali,
Gdzie rycerze się zebrali.
Serce omal jej nie pęknie.
Patrzy wokół: Jak tu pięknie!
Schody z saskiej porcelany,
Barwne ściany i dywany,
Pod sufitem słońce płonie,
A w koronie na swym tronie,
W długim płaszczu z gronostajów
Siedzi młody król Bajbaju,
Dumny władca tego kraju.
Pchła więc dworski ukłon składa
I do króla tak powiada:
Jam księżniczka Białoliczka
W purpurowych rękawiczkach.
Jestem córką króla z bajki,
Władcy wyspy Patatajki,
Pałac mam z czytego złota,
W porcie stoi moja flota,
Sto okrętów na kotwicy
Strzeże portu i stolicy.
Z puchowego wstałam łoża
I tak płynąc poprzez morza
Szukam męża w obcym kraju.
Rzecze na to król Bajbaju:
Co dziś mamy? Kwiecień?
W maju
Pojmę damę tę za żonę.
Król powidział - załatwione!
I do Pchły podchodzi dwornie,
Przed nią skłania się pokornie.
Już rycerze dla parady
Wyciągnęli swoje szpady,
Już podbiegły dworskie służki
Ucałować jej paluszki
I w niespełna pół godziny
Obwieszczono zaręczyny.
Naraz wbiega Kanclerz Państwa.
Proszę państwa, proszę państwa!
Najjaśniejszy Panie! Pono
Pchła ma zostać twoją żoną?
Wszak to wcale nie księżniczka,
Lecz od głowy do trzewiczka
Pchła zwyczajna, Mości Królu!
Zaroiło się jak w ulu,
Biegną panie i dworzanie
Poruszeni niesłychanie,
Straż zamkowa i rycerze,
Kasztelanki, masztalerze...
Ministrowie patrzą z trwogą
I zrozumieć nic nie mogą.
Król wziął szybko szkło powiększające:
Pchła! To jasne jest jak słońce!
Proszę podać mi nahajkę,
Bym ukarał Pchłę Szachrajkę!
Pchła, rzecz prosta, nie czekała,
Parasolkę swą złapała,
Zbiegła na dół jednym susem
I uciekła szybkim kłusem.
Król był bardzo rozgniewany,
Zbiegł po schodach z porcelany,
Łapcie! - wołał - Łapcie, gapie!
Ale takiej nikt nie złapie!
Po miesiącu Pchła z wyprawy
Powróciła do Warszawy.
Na Wielkanoc Pchła Szachrajka
Malowała sama jajka,
Ubijała białą pianę
Na mazurki lukrowane,
Nakładała słodką masę
I orzeszki na okrasę.
Ucierała przez dzień cały
Mak, wanilię i migdały,
Wreszcie rzekła: Czas już, aby
Służba piec zaczęła baby!
Przyskoczyły dwie kucharki
Wzięły mąki cztery miarki,
Sypią cukier tarty miałko,
Kręcą żółtka, biją białko...
Gdzie podziały się rodzynki?
Nie ma nawet odrobinki!
Przeszukały dwie kucharki
Wszystkie w domu zakamarki.
Nie ma nigdzie. Pchła w rozpaczy!
Gdzie rodzynki? Co to znaczy?
Poleciała na kominki
Do sąsiadek po rodzynki.
U sąsiadek nie dostała,
Małe rączki załamała.
Bez rodzynków nie ma ciasta!
Trudno, muszę iść do miasta.
Pył strzepnęła z pelerynki
I pobiegła po rodzynki.
Nie dostała ich w kawiarni,
Nie dostała w owocarni
Ani w sklepach kolonialnych.
To dopiero pech fatalny,
Przecież baby muszę upiec!
Cóż poradzę? - odrzekł kupiec -
Nie dostałem dziś rodzynków,
Bo rodzynków brak na rynku.
Każda inna kazałaby
Bez rodzynków upiec baby,
Ale Pchła - to rzecz nienowa -
Była bardzo pomysłowa.
Patrzy, widzi sklep z nutami.
Weszła. Pan łaskawie da mi
Utwór łatwy i zabawny,
I możliwie lekkostrwany.
W święta gości się spodziewam,
Więc im zagram i zaśpiewam.
Rzekł sprzedawca: Piękna pani,
Coś ładnego znajdę dla niej.
Może walca? Marsza może?
Marsze w dużym mam wyborze,
Dajmy na to, z bardziej znanych
Marsz żołnierzy ołowianych.
Pchła odrzekła: Lubię marsze,
Byle tylko nie najstarsze,
Niech pan przegra na pianinie...
Owszem... Pan mi to zawinie...
I po chwili była w domu.
W domu z marsza po kryjomu
Scyzorykiem w trzy minuty
Wydłubała wszystkie nuty,
Bo, jak wiecie, każda nutka
Jest czarniutka, okrąglutka,
Kropka w kropkę jak jagódka.
Do miseczki je wsypała
I do kuchni poleciała.
Tam figlarne strojąc minki
Rzekła: Oto są rodzynki!
Będą baby bardzo smaczne,
Zaraz sama piec je zacznę.
I do nocy, tak jak rzekła,
Wielkanocne baby piekła,
A kucharki w czoła pocie
Przyglądały się robocie.
W pierwsze święto przyszli goście.
Przyszli goście? Proście, proście!
Wszyscy Pchłę powitać radzi,
Pchła do stołu ich prowadzi,
Do kieliszków wino leje.
Winko smaczne, mam nadzieję,
Ale ciasto, powiem śmiało,
Wyjątkowo się udałe.
Zwłaszcza baby z rodzynkami.
Baby, mówiąc między nami,
Są po prostu znakomite!
Jedzcie, proszę, z apetytem.
No i cóż? Po długim poście
Wszystkie baby zjedli goście
Do ostatniej okruszynki.
A że zjedli też rodzynki,
Więc im potem tydzień cały
Kiszki głośno marsza grały.
To był właśnie dobrze znany
Marsz żołnierzy ołowianych.
Pchła Szachrajka myśli sobie:
Tu nic więcej nie przeskrobię,
Tutaj każdy mnie obmawia,
Trudno. Jadę do Wrocławia.
Pomyślała i po cichu
Zdjęła kufry swe ze strychu,
Spakowała wszystkie stroje,
Ulubione szmatki swoje,
Rękawiczki purpurowe
I trzewiczki atłasowe.
A nazajutrz bardzo wcześnie,
Gdy dom tonął jeszcze we śnie,
Po cichutku się ubrała
I na dworzec pojechała.
W poczekalni pierwszej klasy
Pchła wyjęła swe zapasy,
Zjadła bułki ze dwa deka
I popiła szklanką mleka,
W kąt wtuliła się i czeka.
Poczekała do obiadu,
A pociągu ani śladu.
Tłum tymczasem ciągle wzrasta,
Nowi ludzie ciągną z miasta
Z walizkami, z tobołkami,
Z dziećmi, z psami, z kanarkami...
Och, jak tłoczno! Uf, jak ciasno!
Trudno znaleźć nogę własną,
A tu nowa fala pcha się
W poczekalni i przy kasie,
I w koleji się ustawia -
Wszyscy jadą do Wrocławia!
Nawet Pchła, choć taka mała
Tak niewiele miejsca miała,
Że na jednej nóżce stała.
Gdy już czas był na kolację,
Pociąg wtoczył się na stację.
Tłum się rzucił jak szalony,
Biegli ludzie przez perony
Z walizkami, z tobołkami,
Z dziećmi, z psami, z kanarkami...
Do wagonów się tłoczyli
Krzycząc, sapiąc i po chwili
Pełny był już każdy przedział,
Jeden człek na drugim siedział.
Kto chciał jechać, choć był w strachu,
Stał na stopniu lub na dachu,
Albo pchając się niezgorzej
Szukał miejsca na buforze.
Pchła Szachrajka była mała,
Między ludzi się wmieszała,
Przepychała się wytrwale,
Aż znalazła się w przedziale,
Na kuferku w kącie siadła
I kanapkę z serem zjadła.
Popychano ją bez przerwy,
A że Pchła ma słabe nerwy,
Więc zgnieciona i ściśnięta
Ocierała z łez oczęta.
Wreszcie przyszedł maszynista,
Puścił parę i zaświstał,
Z klegami porozmawiał,
Po czym ruszył do Wrocławia.
Jedzie pociąg, jedzie, jedzie,
Ludzie tłoczą się jak śledzie,
Z parowozu para bucha,
A dokoła ciemność głucha.
Choć jest duszno i gorąco,
Śpią podróżni na stojąco,
Chrapią, sapią jak najęci,
Tylko Pchłę ta jazda smęci,
Tylko Pchła jest nie w humorze,
Bo bez jaśka spać nie może.
Pociąg stanął. Co to? Kalisz!
A Pchła myśli już: Azaliż
Mam się gnieść wśród tylu osób?
Wiem, co zrobię! Mam już sposób!
I choć duża nie urosła,
Naraz wielki krzyk podniosła
Naśladując konduktora:
Wro-cław! Wro-cław! Komu pora,
Proszę państwa, kto wysiada,
Niech wysiada i nie gada!
Mamy postój bardzo krótki,
Postój krótki - trzy minutki!
Ludzie ze snu przebudzeni
Wyskakują jak szaleni,
Skaczą drzwiami i oknami
Z dziećmi, z psami, z kanarkami...
A po chwili pociąg ruszył.
Pchła się cieszy z całej duszy.
Sama jedna pozostała.
Przedział duży, a Pchła mała,
Więc wygodnie się rozsiadła
I babeczkę z kremem zjadła.
Wkrótce z dumną miną pawia
Zajechała do Wrocławia.
Długi czas się udawało
Pchle z jej psot wychodzić cało,
Aż tu przyszła klapa wreszcie -
Przyłapano Pchłę na mieście
I zamknięto ją w areszcie.
Popłynęły do więzienia
Doniesienia, zażalenia,
Pozwy, skargi, dokumenty...
Sędzia bardzo był przejęty,
Wkrótce jednak stracił zapał
I za głowę aż się złapał.
Samych pozwów tutaj mamy
Trzy lub cztery kilogramy!
Ładną wziąłem sobie pracę!
Na niej całe zdrowie stracę,
Osiwieję, wyłysieję,
Niech się lepiej, co chce dzieje!
Poszedł sędzia do aresztu
I dozorcy pyta: Gdzież tu
Pchła Szachrajka?" "Otóż ona.
Pchła wychodzi wystraszona
I uśmiecha się nieśmiało,
I wyciąga rączkę małą.
Sędzia chrząknął i powiada:
Żal mi pani... Trudna rada...
Jeśli pani da mi słowo,
Że uczciwie i wzorowo
Odtąd żyć jest pani zdolna,
Wtenczas będzie pani wolna.
Pchła odrzekła zawstydzona:
O, pan sędzia się przekona!
Poprzysięgłam właśnie sobie,
Że nic złego już nie zrobię
I że odtąd będę życie
Pędzić bardzo przyzwoicie.
Wypełniając przyrzeczenie
Pchła zmieniła się szalenie.
Była odtąd tak uczciwa,
Jak to tylko w bajkach bywa,
Aż ją każdy chwalił wszędzie:
Z takiej Pchły pociecha będzie!
Ślub jej odbył się w adwencie
I zapewnić mogę święcie,
Że na jej weselu byłem
I szklankami wino piłem.
Miała dzieci pięć tysięcy
Albo może jeszcze więcej.
Mało dziś jest takich domków,
Gdzie nie byłoby potomków
Owej słynnej Pchły Szachrajki,
Ale... to już koniec bajki.
John Donne "Pchła"
Spójrz, pchła: ten widok opór twój pokona -
To, czego pragnę, małe jest jak ona.
Ssała krew z mego, teraz z twego ciała;
Obie krwie nasze w sobie więc zmieszała
Wcale się wszakże nie obruszysz na to,
Nie nazwiesz grzechem, hańbą, czci utratą;
A jednak insekt, nim kto go rozgniecie
Krwią napęczniały, użył sobie przecie:
Więcej dokonał niż my na tym świecie.
Nie, puść ją; po co życiom trzem nieść zgubę?
Ta pchła nas wiąże niźli ślubem,
Jest mną i tobą, nazwać ją też możem
Ślubną świątynią i małżeńskim łożem;
Mimo twe dąsy, rodziców sprzeciwy,
Już nas otoczył mur czarny i żywy.
Zabij mnie w owej pchle, o to nie stoję;
Lecz będzie i w tym samobójstwo twoje,
I świętokradztwo: zatem przestępstw troje.
Och, więc jednak, okrutnico miła,
Niewinna krew twój paznokieć splamiła?
I w czymże wina nieszczęsnej istotki?
Że ci upiła kropelkę krwi słodkiej?
Sama wszak widzisz, że nic to nie zmienia:
Nie widać po nas oznak osłabienia.
Więc porzuć trwogę, nie wzbraniaj mi ciała:
Oteyle tylko mniej czci będziesz miała,
Ilci życia śmierć tej pchły zabrała.
Człowiek jako mucha
Poźrzyż zasię na tego człowieka nędznego!
Czymże wżdy jest namniejszym podobien do Niego?
Jako wielbłąd do muchy, a wół do komora,
Tak k Niemu jest podobna ta marna potwora.
s Boby mowy nie było a rąk jeszcze k temu,
Już by końca nie było źwirzęciu takiemu,
Które by nad to w lesie miało sprośniejsze być,
Kto by chciał jego sprawy rozumem uważyć.
A wżdy więc powiedają, iż Pan dla człowieka
Niebo i ziemię stworzył tak jakoż od wieka.
Niech temu nikt nie wierzy, by dla tego osła
Tak wielka Pańska praca tu na świat urosła:
Wszytkoć to ku Swej chwale tak chwalebnie sprawił.
Ale patrz, jaką łaskę nad nędznikiem zjawił:
Z szczyrej Swojej dobrocil nie z jego godności!
Podłożył mu pod nogi ziemskie osiadłości.

Kotek i myszka
Pewna myszka mała,
Była szara- cała;
I spotkała kotka.
Cóż to za istotka?
Podchodzi bliziutko,
Patrzy nań milutko,
Pyszczkiem Go dotyka,
Nie zna przeciwnika.
Kotek był znudzony,
Ze snu wytrącony,
Więc nakrył ją łapką
I myszka zabawką
Kotek się pobawił
I myszkę zostawił.
Woli karmę z puszki,
Niż szare kłębuszki.
Morał z tego taki,
Niech myszki to wiedzą,
Że kotek ich wrogiem;
Niechaj w norkach siedzą!
Mała myszka
Mała myszka
miała chęć
na kolację
serek zjeść
wyszła z dziurki
patrzy wszędzie
kota nie ma
no to pędzę
droga czysta
prosty tor
ser dla myszki
jest jak tort
capła w ząbki
wielki kęs
i do domku
szybko bęc
teraz serek
smaczny wcina
a kot biedny
bo chudzina...
Pijana myszka
Chodziła sobie myszka po podłodze
Podbiegła do stołu, wspina się po nodze
Na stole stał kieliszek wina
Myszka wskoczyła i winko wypiła
Trochę myszka się zawiała
Bo winko przecholowała
Kręciła się myszka po stole pijana
Nóżki jej się plątały, o ogonek się potykała
Aż wreszcie bidulka na rancie się zachwiała
I miękko na dywan ze stołu zleciała.
Erotyk o zającu i myszce...
Biegnie sobie polną dróżką
mały zając razem z myszką
biegną, skaczą przez polany
bo dziś dzień jest zwariowany.
Dzień Świętego Walentego
zając z myszką chyba tego
jeszcze nigdy nie robili
razem nigdy nie współżyli
Zając – futrzak nie z tej Ziemi
wypryskawszy się perfumami swymi
ziarna zboża zebrał myszce
a pierścionek ukrył w szyszce
Zatrzymali się oboje
zapatrzeni w oczy swoje
zając wyjął pierścień z szyszki
to dla Ciebie: mojej Myszki!!!
Myszka patrzy w oczy jego
nie zapomnę blasku tego
powiedziała szara mysz
no a zając w pysk ją – Kiss
Myszce usta (wargi) podrętwiały
futrzakowi stanął mały
„Prowadź mnie” – krzyknęła myszka
I zbliżyła pysk do pyska
Krowa, małpa, grzyb czy koń
może gołąb, mrówka, słoń
nie jest ważne: mysz czy zając,
nie ma barier tu, KOCHAJĄC!
Przytulili się do siebie
czuli się jak w siódmym niebie
i pamiętaj drogi Panie
najważniejsze jest KOCHANIE!
Myszka
pewna ruda myszka mała
tak się wszędzie udzielała
że na końcu zapomniała
co naprawdę zrobić chciała
tyle jest wszak do roboty
we wsi stoją krzywo płoty
no i trawa nazbyt blada
przemalować ją wypada
i tu gada i tam biega
jest obrotna - nie lebiega
błyszczeć lubi tak jak nikt
myszce szary żywot zbrzydł
ostre ona ząbki ma
wszystkim radę dzisiaj da
piszczeć wdzięcznie umie też
taki to z tej myszki zwierz
Zimno na polu,
Wiatr mroźny wieje.
Myśli sobie myszka mała:
gdzie ja zimą się podzieję?
Gdzie osuszę swe futerko?
gdzie ogrzeje swoje łapki?
gdy na nóżkach tylko klapki.
Ciepłe mieszkanko znaleźć sobie muszę,
Inaczej zamarznę i cała się skruszę.
Z zapasów zimowych tak wiele ubyło,
A tu jeszcze zimy nie ma
I jeszcze sie nie zaczęło zimowanie
i czekanie na wiosenne słońce!
Ach! jak ciepłe i jaśniutkie są jego promienie
Gdy wyjdą za chmurki i ogrzeją ziemię.
Przed zimą z szukaniem nadążyć potrzeba,
Bo mam tylko kromkę chleba,
I jeszcze:
Dwa ziarenka mi zostały,
jaki to zapasik mały!
I co będzie gdy to zjem?
Co ja wtedy robić mam?
Do kogo po ratunek się udam?
Wyruszyła myszka polna
szukać swego "Eldorado"
może gdzieś jej będzie lepiej?
może zboża znajdzie wiele?
puchem norkę swą wyściele,
i kominku sobie napali,
do snu w cieple się ułoży.
Tak sobie marzy i myśli po cichu.
Wreszcie domek zobaczyła,
pod jego dachem szybko się ukryła.
pomyszkowała po jego zapleczu,
pooglądała i powiedziała:
tutaj zimę sobie spędzę,
nareszcie już dalej nie pędzę.
teraz norkę naszykuje,
bo bardzo dobrze tutaj się czuję.
Jak pomyślała- tak szybko działała,
miękkie posłanie sobie urządzała,
zapasy potrzebne nagromadziła.
I gdy wreszcie chce odpocząć
i w kąciku sobie spocząć,
"coś" ją mocno przestraszyło,
to pod piecem "coś"miauknęło!
Z kąta wyszedł wielki KOT!
I chciał zrobić wielki skok!
Jednak mu się nie udało,
myszka wyszła z tego cało.
Kocur minę ma nie tęgą,
bo ma łapkę potłuczoną,
wąsik prawy nadłamany,
teraz leży, liże rany.
Myszka z norki obserwuje,
ze swym strachem się mocuje,
Wyjść?pomóc?może nie?
Przecież kota boi się!
Lecz,że dobre ma serduszko
jego losem się wzruszyła,
i z pomocą pośpieszyła.
Cichutko do kota podeszła,
myśląc przy tym :co mi szkodzi?
on pomocy potrzebuje,
więc się nad nim ulituję.
Powiedz kotku,gdzie cię boli?
Ja ciebie pocieszę,co twój ból ukoi.
Kocur najpierw głośno prychnął,
lecz widząc malutkie stworzonko
spokojnie zamknął oczy
i łezkę z pod powiek wytoczył.
Mysie serduszko gorąco zabiło,
Do kota wielkiego się przytuliło.
Mysią piosenkę mu zaśpiewała,
leciutko za uszkiem go drapała,
do snu miłego kołysała.
Kot zamruczał mru- mruczanki
swoje kocie kołysanki
Łapką przygarnął polną myszeczkę,
nie robiąc krzywdy jej ani troszeczkę.
Od tego czasu łączy ich przyjaźń,
ciągle ze sobą przebywają,
Miłe chwile wspólnie spędzają.
I w każdej potrzebie się wspomagają!
Każdy chyba to przeżył, chociaż raz.
Na forum muko loguje się pierwszy raz.
Zobaczyć jest znajomych z Muko miło,
otwieram galerię,
jak wiele się zmieniło.
Z naszej grupy już prawie cały skład.
Widać Polo grzeje żubra od wielu lat.
Na profil sQunikNH teraz się przenieśmy,
sQunikNH chyba jest bardziej sexy .
Angel byłaś w szkole najpiękniejsza, chce oglądać twoje nowe zdjęcia.
Na Muko med wzrok wpatrzony w ciebie miałem, patrze na ciebie a ty.
Ty jesteś sexowniejsza, spójrz tylko na te zdjęcia.
Wpatrzony byłem w ciebie przez tyle lat,
dzisiaj przysłoniła byś mi cały świat.
Ty jesteś sexowniejsza, można by rzec pulchniejsza.
Wpatrzony byłem w ciebie przez tyle lat,
dzisiaj sie usmiechasz i przyslaniasz swiat !
Zerknę teraz na Rene jak w pilke gra,
dalej piękna, pewnie o siebie dba.
W barze w nocy wspominam wspolne pląsy....
Patrze na zdjęcie, Adminie Gabriel ty masz wąsy.
Pod zdjęciem wpisał mi się Rafał S.,
że za mało browarów zemści się.
Się ubawiłem bo zawsze więcej piłem, patrze na ciebie a ty.
Ty jesteś dziś ciut większy, ))
można by rzec weselszy.
Wpatrzony jestem w ciebie od kilku dni,
chyba będzie trzeba zubrow wiecej pic.
Walentynkowy żarcik
Dziś 14 luty-
dzień radosny,
dzień pełen miłosci,
dzień w którym powinny znikać troski,
w dniu tym należy pocierać noski:D
Wycałować angel milo by było
O Squnikowym jezyczku wielu chlopców snilo
Pola pośladki furore robiły,
Oczy Pauliny niejednemu sie snily,
Za Elą biegały chłopaków tabuny,
Iron z zazdrości aż spadł z trybuny
Mukolinka ciągle słowami uwodzi
Na randkę z Renatką kazdy facet sie zgodzi:)
Rafi amancik w garniaku zarywa,
Gabriel wraz z żonką w pokoju sie skrywa,
Seba na kolanach u swej panny siedzi,
i ruchy ust jej mocno śledzi
Paula P. marzeniem pozostaje dla wielu...
który ją uwiedzie?? może ty? twardzielu!
Tomasz zakochany w Kasi jest po uszy!
zapomniał o siłce - nic go juz nie ruszy
Karola czasem psocić lubiła -
i pięciu naraz w swe sidła schwyciła
Uśmiechy na twarzy panują
całusy litości nie czują
Kogo nie wymieniłem niech się nie obraża
koniec weny każdemu sie zdarza
Dla wszystkich milości - usmiechu codziennego
od irona świrniętego
Polo lubi z rana wstać i odrazu Żubra wlać.
A w południe czas na piwo, Iron w bar rusza żywo.
Piękny wieczór już dziś mamy, z Squnik piwem zalewamy.
Angel zgrzewke w ręku niesie, ktoś już stoi przy sedesie
Anioł Gabriel podskakuje z piwkiem w ręku się raduje
Cała grupka uśmiechnięta z piwkiem w ręku wniebowzięta.
Iron z baru kąsa rymem,
Kto w pobliżu - ciach mu szpilę,
Ale nikt się nie obraża o Irona celną kpinę,
Wszak był w barze i się zalał tanim winem 
Doktor Endrju „zwany Mocnym Brodatym”
Strzela do Cf z leków jak z armaty!
Nie negocjuje z nią,
Nie uznaje żadnej straty...
Gdy trzeba staje też w obronie Zarządu PTWM -
Widać że z faceta nie jest leń!
Jezdzi, nie śpi, na komputerze wymiata,
Nie chce dopuścić do końca Naszego świata
Pan Patryk Jan Jastrzębski terminator prawa
Mocno każdym paragrafem włada...
Piszę na forum ustawy,
Jak król Artur władał mieczem,
Tak nasz mgr n. Prawa kodeksem przeciwności okłada..
Czekamy kiedy będzie złego zagłada...
Pani Księgowa to ostra babka,
W rozliczeniach nie da jej rady głód ani smaczna kanapka
Rozliczy, przeliczy w lochach swej kamiennicy,
Z uśmiechem na twarzy krzyczy:
Skończyłam moi drodzy powiernicy...
Iron z herbu diabła stalowego,
To zupełnie cos innego...
Lubi otwartą dyskusję,
Jak trzeba ostrą zdań wymianę...
Jednak ogólnie stara się być wesoły,
I kocha wszystkie na świecie pierdoły...
Tutaj mieczyk.. tam szabelka
I zabawa będzie wielka...
Fiskusik doleje czasem oleju do ognia..
Ale jest to osoba dobra.
Zle zapewne nie chciała-
Więc napisała tak jak odczuwała..
Czasem kłótnie, dyskusje i spory
Wgryzają się Nam w pisane na Forum utwory....
Jednak wybaczać i razem trzymać się musimy!
By wspólnie bronić wrót naszej dziwnej krainy....
Kapelusze.Kapelusze.
Numery małe. Numery duże.
Żaden nie trafia w sedno.
Dlaczego nie ma średnich numerków?
Stawiam pytanie.Pytam cierpko.
Bo ja mam głowę średnią.
A w ogonku ktoś śpiewa
z Mozarta uwerturę,
oczy ma jak ze srebra,
a czuprynę jak chmurę.
Dziwny facet zaiste.
Raz rumiany. Raz blady.
I uszy ma srebrzyste.
I zbliża się do lady.
Uśmiechnięty radośnie
swą uwerturę pieje.
A głowa raz mu rośnie,
raz (o rany!) maleje.
Kapelusz siłą rzeczy
każdy leży jak ulał,
więc facet nie złorzeczy,
lecz bierze i wybula.
Z powodu tych fantastyk
szmer powstaje wśród osób,
bo zgłębić pragnie każdy
te sztuczki i ten sposób.
Czy to elektrycznością?
Czy jaki zastrzyk nowy?
A gość na to:”Po prostu!
Mam zmienny rozmiar głowy.
Raz jest taka jak bania,
że nie przejdzie przez lufcik,
raz mała niesłychanie,
bo robię się maciupci
A po czasu upływie
mogą głowę powiększyć
Różne są cywilizacji zdobycze,
Kibel, konserwy, wedlowskie słodycze.
Lecz żaden nie daje tyle radości,
Co ręczne robótki, w błogiej samotności.
Czynność jest to skomplikowana,
Nie każdy bowiem trzyma banana,
Tak że rozkosz przychodzi od razu,
Trzeba przełamać się od babcinego zakazu
Trzeba zapomnieć o rodzinnym obrazie,
Bo rozkosz nie przyjdzie w przeciwnym razie!
Trzeba się skupić na wielkim czynie,
I kropelce kremu, lub wazelinie.
Trzeba załączyć stronkę netową
I chwycić delikatnie trzos z czerwoną głową,
Można go lekko polać olejem,
Choć często w pośpiechu ta czynność się dzieje,
Gdyż za drzwiami już matka stąpa żwawo,
Bo coś niepokoi się tą naszą zabawą,
Wracając więc do tematu
Za to nigdy nie dostaniesz mandatu,
Więc jak już włączysz filmik na necie,
Redtube, xnxx, znacie to przecie...
Wtedy załaduj swą kategorię kochaną,
Lesbians, mature lub pochwę czochraną
Sam wiesz najlepiej co zrobić masz,
By dziki błysk w oku ukrasił Twą twarz.
Gdy filmik się w necie już załaduje
I drżące kolana pod sobą poczujesz
Wtedy powoli rozpocznij masaże
Jeśli masz z tym problem, to ja Ci pokaże
Najtrudniej jest zacząć, przełamać bariery,
Potem już z górki i będę szczery
Coraz częściej będziesz się tym zajmował
Czy mówiąc potocznie: ONANIZOWAŁ!
Potrząsaj maczugą więc z taką ochotą
Jakbyś za to miał dostać monetę szczero złotą,
Lecz twa nagroda znacznie większa będzie
Wygłosisz bowiem do wszystkich wzniosłe orędzie
„Ludu kochany, cudowny, wspaniały,
dzięki mefjutowi me oczy dzisiaj przejrzały,
nie znałem ja dotąd tych przyjemności,
o których on mi powiedział w swej wspaniałomyślności”
A więc potrząsaj i tarmoś twardego pingwina
Powoli piec ręka i skóra zaczyna,
Lecz nie przestawaj i nie kończ zadania
Dopóki niedojdzie do ejakulowania,
Powoli na oczy bielmo zachodzi,
Na filmik nie patrzysz, on Cię już nie obchodzi,
Teraz jedyne Twoje zadanie
To pełne patosu, błogie szczytowanie.
I nagle zaczyna się szaleństwo dzikie,
Nie panujesz nad ruchem, ani nad krzykiem,
Nogi w kolanach rychło prostujesz,
Do wielkiego wybuchu się właśnie szykujesz,
I nagle napięcie osiąga zenitu
Nie umiesz opisać swojego zachwytu,
To bowiem Twoje własne nasienie
Wyszło na świat poprzez Twe przyrodzenie!
I ono w swojej gęstej naturze
Spływa powoli po Twej klawiaturze.
Takie zabawy nie tyczą się jedynie
Chłopaków trzepiących trzos w wazelinie,
To wszystko mogą także dziewczyny
Na to otwarte są ichniejsze waginy,
Jednak nasz czas jest tu dzisiaj zbyt krótki,
Aby opisać kobiece ręczne robótki
Tak więc niedługo, gdy natchnienie na mnie spłynie,
Opiszę również kobiety w tym czynie,
Chociaż jak myślę tak sobie ukradkiem,
Że mogłaby jaka Panna, zwykłym przypadkiem
Opisać to zdarzenie pełne cudowności
Na swym przykładzie – lecz przy pełnej anonimowości
"Baranki i świnki"
A kiedy zima, wiatr i ziąb
W gospodzie pragnę znaleźć kąt
Tam sobie mógłbym darmo żyć
Tam gdzie z pewnością muszą być
Baranki i świnki, stadka kur
Szyneczki, wędlinki, kiełbas sznur
Gdzie w beczkach słychać wina szmer
A we woreczkach wisi seeeeeerr....
Gosposia sprośna i jej mąż
Usługiwali by mi wciąż
Ona najmniejsze z moich chceń
Spełniałaby i w noc i w dzień
A on nie zazdroszcząc wcale nam
Zostawiałby nas wciąż sam na sam
I czegóżby jeszcze brakło nam
gdy miałbym wikt i ciepły piec
Po diabła się po zamkach wleeec?
Tyłeczki waginki”
Kiedy chuć nagła uderza,
Jądra mi puchną jak u zwierza,
W głowie mi jedna świta myśl,
W burdelu pragnę znaleźć się dziś.
Tam na gale ślinki, krople dwie,
Tyłeczki, waginki prężą się,
Tam każda z panien chętna jest,
Głębokości pochwy przechodzić test.
Mamuśka sprośna siłę ma,
Dwa lub trzy baty w swe usta pcha,
Gdy ujrzysz jej sutki, nie rób min,
Są niczym korki z francuskich win.
A jej aksamitne szparki dwie,
Tam po trzy fallusy mieszczą się,
Stąd gorące powietrze w łono dmie,
Po co więc walić konia mam,
Jak sekret squirta znajdę tam.

W jednym z Polskich miast w willowej dzielnicy
mieszkal dresiarz lysy postrach okolicy.
Bali sie go wszyscy i starzy i mlodzi,
nikt przy zdrowych zmyslach mu w droge nie wchodzil.
Jezdzil wieczorami gdzies na dyskoteki,
wyrywal panienki na swa kurtke w cwieki.
Dres mial nienaganny, komórke za paskiem
obuwie sportowe i czapeczke z daszkiem.
Szaliczek kibola mial kilkumetrowy,
bo kark mial ogromny u podstawy glowy.
Zas glowe niewielka - maly wrzód na szyi,
w malej glówce lekarze sensor mu zaszyli.
Imitowal bodzca za mózg uszkodzony.
Dla kumpli kiboli byl jak brat rodzony.
Rozkrecal zadymy i walil "bejsbolem",
lysy byl naprawde wzorowym kibolem.
Calkiem lysy byl lysy, ale nie byl skinem.
Skiny w dresach nie chodza, nie szpanuja tyle.
wlosy same mu wyszly od anabolików,
w uchu nosil dwanascie gównianych kolczyków.
Co druga sobote wyjezdza z kumplami
bronic swej druzyny, walczyc z kibicami.
Po ostatniej bójce chodzi zalamany,
bo przez szalikowców kij ma popekany.
A w kazda niedziele, gdy maja ochote,
jada samochodem wyzywac holote.
Stana przy bulwarze, glosny miuzik leci
ogladaja "laski" - która kto przeleci.
lysy ma pragnienie, wiec miesnie napreza,
przyjmuje postawy i wzrok swój wyteza.
Jak sie któras spojrzy znaczy zakochana,
nie wazne czy ladna, wazne ze pijana.
Poderwac panienke przeciez zadna sztuka,
wyciaga komórke i pin kodu szuka,
a ze jego umysl troche obolaly
potrafi tak szukac nawet tydzien caly.
Wszystkie mlode laski leca na komóre,
a gdy im pokaze, jaka on ma fure,
z której na "full volume" nawala muzyka
nie musi sie meczyc, bo juz chca sie bzykac.
Wypada panienki wziac do samochodu,
jedna siada z tylu ta ladniejsza z przodu,
pojezdza godzine jeszcze ulicami
i pójda do pubu napic sie z kumplami.
Panienki szczesliwe, ze im sie trafilo,
taki ekstra chlopak, fajny, ze az milo.
Zaprosil na piwo i postawil loda,
a te jego miesnie! - Az ogarnia trwoga.
lysy to nie frajer i zawsze sie dzieli,
ta brzydsza odstapil kolegom, bo chcieli.
Ta ladniejsza - glupsza i oto chodzilo,
nie musi nic mówic, jej i tak jest milo
Zabiera ja za miasto, wylacza maszyne,
Potem przez minute uderzaja w sline.
Dziewczyna sie waha. lysy ja prostuje,
"Jak nie bedziesz moja, to Ci morde skuje".
Dziewczyna szybciutko robote skonczyla,
lysy jest szczesliwy, komóra wywija,
Wydzwania po kumplach, chwali sie zdobycza,
Panienka juz szlocha - one zawsze rycza.
Pojechal do miasta, zostawil dziewczyne
W barze z dresiarzami pil piwo godzine.
Zaraz dyskoteka - zbiera sie drozyna,
Pewnie sie nawinie kolejna dziewczyna.
Dresy robia swoje, kazda na to leci,
Komórka przy pasku na zielono swieci.
Bramkarz w dyskotece - z pakerni kolega,
Wyglada nie tego - " Tobie co dolega? "
" O ? lysy czesc Brachu! Zle sie dzisiaj czuje,
Nie ma anaboli, sterydów brakuje.
Pa kowalem dzisiaj ze cztery godziny,
zyly mi spekaly, jadra sie skurczyly!"
" O kurde! Cholera! Ale jaja, bracie!
Ja Ci mówie, cholera, zalóz w paski gacie.
Jakem lysy Ci mówie - dresy to podstawa
Bez dresów, cholera, to zadna zabawa."
" O jadra sie nie martw, to skutek uboczny,
Masz jadra skurczone, ale triceps mocny.
Mi sie bracie zwoje na mózgu prostuja,
Ale jestem paker, dresy mi pasuja."
Postali tak chwile. lysy wszedl na sale.
"Wynocha studenty, bo komus przywale!
uczyc sie wynocha, ja tu dzisiaj rzadze?
Ty w berylach ! Masz pecha, daj swoje pieniadze!
Studenci frajerzy, nie chcieli dac szmalu,
Dostali po zebach, nie ma ich w lokalu.
Siadaja do stolika zamawiaja piwo,
Lecz nagle komórki wydzwaniaja zywo.
dzwonia kumple, co tancza gdzies dalej na sali,
Widzieli jak studenci po ryju dostali.
" Mamy ekstra towar! Panienki niesmiale!
Przychodz lysy do nas! Postawia Ci pale!"
" Very dzieki chlopaki, pózniej tam sie zjawie,
Postawicie piwo i bedzie po sprawie.
Te wasze panienki dawno zaliczylem!
dzisiaj sie na chlanie raczej nastawilem."
Poszedl lysy do kibla, wydalic uryne,
Wypil tyle piwa, ze lal przez godzine.
W kiblu tak cuchnelo jakby scierwo gnilo,
Musial poscic pawia, wtedy mu ulzylo.
Kazda dyskoteka wyglada tak samo,
lysy zamiast tanczyc wciaz stoi pod sciana,
Nie moze sie ruszac, bola go zakwasy,
zreszta nadmiar ruchu grozi spadkiem masy.
lysy zawsze czeka do czwartej nad ranem,
Wtedy to dziewczyny sa bardziej pijane.
Co sie potem dzieje dobrze wiecie sami,
Chyba, ze jestescie jeszcze prawiczkami.
Rano w poniedzialek kac mu czaszke kraje,
Chcialby lysy pospac, lecz do pracy wstaje.
Oczy ma przekrwione i oddech niezdrowy,
Wyciaga z lodówki woreczek foliowy.
To najlepsze lysego lekarstwo na kaca,
Przyklada do czola i wzrok mu powraca.
Potem nozyczkami woreczek rozcina,
Wypija zen mleko, kac natychmiast mija.
Po dobrym sniadaniu zjada kilo koksów,
Zaklada swe dresy, ubiór dla fachowców,
Przed wyjsciem z domu pozegnac sie z mama
Mama kocha syna i syn ja tak samo.
Przed domem juz czeka na niego druzyna.
troche zimno na dworze. lysy dres zapina.
"Czuwaj Glaby! Sie macie!" Wita sie z kumplami.
"Sie masz lysy! Palancie!" lysy trzasnal drzwiami.
lysy zawsze wozi kolegów do roboty,
Bo to kumple z dzielnicy, co lubia klopoty.
zaden frajer wieczorem ulica nie chodzi,
Bo w nocy na ulicach zadza gniewni mlodzi.
lysy tylko jednego u kumpli nie znosi,
ze kazdy z nich na dresach cztery paski nosi.
lysy jest rasowym "dresiarzem metkowcem",
On nosi oryginaly, nie wierzy w promocje.
Zas kumple lysego mocno przekonani,
ze pasek od firmy w prezencie dostali.
Swoje dresy tanio na targu kupili,
A reszte pieniedzy wieczorem przepili.
lysy lubi prowadzic swoja piekna bryke,
Pootwierac okna i wlaczyc muzyke.
Ruszyl z piskiem opon, pedzi ulicami.
"Z drogi ludzie, bo jedzie lysy z kolesiami!"
Paczka z hakiem przez rondo, na prostej do deski.
Lecz cóz to? Za krzakami stoi wóz niebieski,
Bialy pasek " POLICJA"; Oj bedzie zadyma.
Obok stoi policjant i suszarke trzyma.
Wymierzyl sie w lysego i juz zabki szczerzy,
ze dali sie zlapac nastepni frajerzy.
Zamachal lizakiem i brwi zmarszczyl srodze.
Drugi juz rozciaga kolczatek na drodze.
lysy nie ma wyjscia, wiec sie zatrzymuje
Policjant podchodzi, numery spisuje.
"Dzien dobry panie wladzo spiesze sie do pracy."
Krople potu splywaja lysemu po glacy.
"Dokumenty prosze kontrola drogowa,
Jechal pan sto czterdziesci to cyfra pechowa,
A ograniczenie tutaj jest do szescdziesiatki,
placi pan sto zlotych z punktów dwie piatki".
"Ale Panie wladzo, ja o litosc prosze,
Ja takich pieniedzy przy sobie nie nosze.
moge dac piecdziesiat i bedzie po sprawie,
I obiecac moge, ze sie juz poprawie.
Policjant litosciwy wypuscil lysego,
Zaplacil piecdziesiat, bo tyle mial swego.
Stracil dziesiec punktów, co to dla twardziela
I tak prawo jazdy ma od bukmachera.
Koledzy lysego mocno przerazeni,
Po stracie pieniedzy w smutku pograzeni.
"Byloby na nowa karte do komóry,
A nie dla policji na nowe mundury".
Oj nie lubia policji dresiarze z pakerni,
zreszta, kto ja lubi prócz pani z cukierni,
U której policjanci paczki zamawiaja,
Mode z ameryki w Polsce wprowadzaja.
"Nie martw sie lysy jeszcze ich dorwiemy,
Nie ujdzie im na sucho, tylki im skopiemy!"
Z lysego to twardziel, wiec sie nie przejmuje
Olal temat zemsty, honor swój szanuje.
Dojechali na miejsce, gdzie lysy ma prace,
Wysiedli z samochodu. lysy gladzi glace.
Prezencje miec trzeba, zeby miec uznanie,
To jest dla pakera pierwsze przykazanie.
W ogromnym markecie z wieloma towarami,
Pracuje lysy ze swymi kumplami.
Przenosza w rozne miejsca ogromne kartony,
Bo taki ma lysy zawód wyuczony.
"Podawacz towaru" zawód dla pakera,
Lubi swoja prace lysy jak cholera.
Nie grzeja sie w czaszce lysemu sensory,
Jak niesie pod pachami dwa telewizory.
Wlasnie sie zblizala dwudziesta godzina,
Sklep juz opustoszal, dzionek pracy mijal.
Lysy poroznosil juz wszystkie kartony,
Wlasnie chcial obejrzec w gazecie "balony".
Podchodzil powoli do pólki z gazetami,
Gdy wiatr sie zerwal straszny, przeciag trzask drzwiami.
Bardzo silny podmuch przewrócil Lysego,
Walnal glowa w podloge z betonu twardego.
Lysy znieruchomial, glowa mu paruje,
Chyba sensor ruchu w czaszce mu sie psuje,
W oczach oscyloskop, z uszu dymek leci,
lezy nieruchomo w wielkiej kupie smieci.
Jakies ostre zwarcia i wyladowania,
dziwnie na czerwono swieci jego bania.
Lecz cóz to sie dzieje? Lysy marszczy czolo
"Nie, to nie mozliwe!" Tlum krzyczy wokolo.
Lysy zaczal myslec, mózg mu zapracowal,
"Nastal cud prawdziwy"- tlumek wiwatowal
Ta metamorfoza trwala pól godziny,
Wtem wszystko ucichlo, pogasly selsyny...
Które w jego glowie zawsze pracowaly.
Dostal je w szpitalu, jak byl jeszcze maly.
Serce bije nadal i krew w mózgu szumi,
Zmarszczyl bardziej czolo, ból mu oddech tlumi.
Boli go myslenie, krwawi mózg dziewiczy,
Usiadl pól przytomny, glosno z bólu krzyczy.
Znów wszystko ustalo i wstaje przytomny.
Spoglada na ludzi i na sklep ogromny.
"Co ja tutaj robie?" - zadaje pytanie.
"Kim ja jestem? Gdzie mieszkam? Co sie ze mna stanie?
Czy ja jestem sportowcem? Dlaczego mam dres?
I gdzie moje wlosy?" W glosie slychac stres.
-"Czyzby on znormalnial?" - zapadlo pytanie.
"Nastal cud prawdziwy! Dzieki Tobie Panie!
Ta rzecz niemozliwa stala sie prawdziwa!
Kto sie za tym wszystkim naprawde ukrywa?"
Pomogli Lysemu wsiasc do samochodu,
Wolal usiasc z tylu, bal sie jechac z przodu.
Zawiezli go koledzy do domu powoli,
Bo czaszka Lysego ciagle jeszcze boli.
I mijaly tygodnie. Lysy siedzial w domu,
Nie chodzil do pracy, nie ufal nikomu.
Zamknal sie w mieszkaniu. - "Co sie z Lysym dzieje?"
Martwia sie koledzy. Lecz Lysy sie smieje.
A powód do smiechu ma nie byle jaki,
Ma wlosy na glowie, zniknely zylaki.
Zaczal duzo czytac, by nadrobic strate,
Nie pil alkoholu, zaczal pic herbate.
Wysluchal od matki, kim byl do tej pory,
Ze byl Lysym dresiarzem . "Byles bardzo chory."
Sluchal z obrzydzeniem zyciowej historii
O szalikowcach, bejsbolu, pijackiej euforii.
O panienkach, o lodach, o dresach z paskami,
O "komórce", pakerni i wiadrach z koksami.
Sluchal i nie wierzyl, ogromnie sie brzydzil
"Przeciez chyba wtedy kazdy ze mnie szydzil!"
Wstydzil sie pokazac ludziom na ulicy,
Wszak mieszkal w niewielkiej willowej dzielnicy.
Wszyscy go tam znali, wszyscy sie go bali,
Ludzie go za glupka wtedy uwazali.
Teraz, gdy znormalnial nie chcial byc matolem,
Wolal sie rozwijac, skonczyc jakas szkole.
Marzyl o karierze i chcial byc studentem.
Czy mu sie to uda? Wszak jest abstynentem.
Dlaczego tak ludzi zmienia srodowisko,
ze dla dziwnej mody moga zrobic wszystko.
Sposób bycia zmienic, szargac swoje zdrowie.
To wszystko "Lysemu" nie miesci sie w glowie.
Myslac o tym wszystkim zasnal snem glebokim,
Przysnil mu sie aniol w tunelu szerokim
I powiedzial Lysemu swym anielskim glosem,
ze jest jego strózem, boskim albatrosem.
Rozblyslo jasne swiatlo za jego plecami
I odlecial aniol machajac skrzydlami.
Nasilal sie i zblizal promieni korkociag,
Slychac bylo stukot. To nadjezdzal pociag.
Obudzil sie Lysy caly potem zlany,
Chcial zasnac, lecz nie mógl, choc liczyl barany.
"Czy ten sen cos oznaczal, czas wszystko pokaze,
Moze to wskazówka, bym byl kolejarzem."
Lecz dalsze Lysego upadki i wzloty,
Jego radosc i szczescie, a takze klopoty,
To zupelnie nowa zyciowa historia.
Teraz to juz wszystko. Skonczylem.

LOKOMOTYWA
Stoi na stacji lokomotywa,
która ma jezdzic na biopaliwa.
Chcialaby jechac, ale nie moze,
bo to po pierwsze wypada drozej,
po drugie, skutkiem jakichs przekretów,
w kraju brak kilku biokomponentów,
a jak sie kupi je z zagranicy,
to beda stratni polscy rolnicy.
Po trzecie spalin sklad tak sie zmienia,
ze wzrosna wokól zanieczyszczenia,
po czwarte jazda ma wplyw szkodliwy
na biedny silnik lokomotywy...
Takich zagrozen jest ze czterdziesci,
sam nie wiem, co sie w nich jeszcze miesci.
Lecz chocby przyszlo ekspertów tysiac,
a kazdy gotów nie tylko przysiac,
lecz takze dowiesc w uczonych pracach,
ze ta ustawa sie nie oplaca,
to ja ochoczo przeglosowali
znaczna wiekszoscia Wysokiej Sali
zlobbingowani nasi poslowie,
co klopot maja z olejem.
W glowie.
Nagle gwizd nagle swist
spaliny buch kola w ruch
najpierw powoli jak zólw ociezale
na biopaliwie silnik odpalil
turkoce, lomoce cos stuka i puka
to tloki tak wala
korbowód sie grzeje
i strzela cos w rure
cos dziwnego sie dzieje
obroty nierówne
zawory juz dzwonia
a z rury zajezdza
ziemniaczanych placków wonia
Ruszyla maszyna po szynach ospale
bo biopaliwo jest na gorzale
i biegu przyspiesza
i gna coraz predzej
lecz silnik wrecz wyje
i grzeje sie czesciej
i zgrzytów w silniku
zniesc juz nie sposób
i wszystko czerwone sie nagle zrobilo
i lokomotywe rozpier...lo
POCIAG
Poranek wczesny Jade pospiesznym
Wprost do Warszawy Zalatwiac sprawy
Pociag o czasie Ja w drugiej klasie
Wagon sie kiwa Pije trzy piwa
Lodz Niciarniana W pecherzu zmiana
Pecherz nie sluga A podróz dluga
Ruszam z tej racji Do ubikacji
Kto zna koleje Wie, jak sie leje
Wyciagam lape Podnosze klape
Biada mi biada Klapa opada
Rzednie mi mina Trza klape trzymac
lokiec, kolano Trzymam skubana
Celuje w szparke Puszczam Niagarke
Tryska kaskada Klapa opada
Fatum zlowieszcze Wszak wciaz szcze jeszcze
Organizm plynna spelnia powinnosc Najgorsze to, ze przestac nie moze
Tocze z nim boje Jak Priam o Troje
Chce sie powstrzymac Ratunku ni ma
Pociag sie giba A piwo splywa
Lece na sciane Z mokrym organem
lecac na druga Zraszam ja struga
Wagonem szarpie, leje do skarpet
Tanczac Czardasza Nogawki zraszam
O, straszna meko Kozak, flamenco
Tancze, cholera Wzorem Astair'a
Miota mna, ciska Ja organ sciskam
Wagon sie chwieje Na lustro leje
Sklad sie zatacza Ja sufit zmaczam
Wszedzie labedzie Jezioro bedzie
Odtanczam z placzem La Kukaracze
Zwrotnica, podskok Spryskuje okno
Nierówne zlacza Buty nasaczam
Pociag hamuje Drzwi obsikuje
I pasazera Co drzwi otwiera
Plus dawka spora Na konduktora
Resztka mi kapie Na skrót PKP
Wreszcie pomalu Brne do przedzialu
Pasazerowie patrza spod powiek
Pytania skape "Gdzie pan wzial kapiel?"
Warszawa, Boze! Nareszcie dworzec!
Chwilo szczesliwa Na peron splywam
Walizke trzymam Odziez wyzymam
Ach, urlop blogi! Od fizjologii
Ulga bezbrzezna Pociag odjezdza
Rusza maszyna Hen w dal
Po szczy... Po szynach. :hurra:
NA WESOLO
Ej, posadzili bace
na brzegu Dunajca,
Ej, za pomoca kosy
obcieli mu... wlosy
Ej, posadzili bace
na kamieni kupe
Ej, obchodzili wkolo
calowali w... czolo
Ej, góralu, góralu
po cóz zes tam wyloz,
Ej, gacie ci opadly,
olówek ci wyloz
Ej, mówil wuj do wuja
- "Ach mój drogi wuju,
Ej, ja wiaderko wody
podnosze na... schody"
W Zakopanym na rozstajach
powiesil sie chlop na jajach,
powiesil sie tak paskudnie
- lewym jajem na poludnie
W Zakopanym, tam na zboczu
baca bace topil w moczu...
Cy go topil czy utopil,
w kazdym razie go ozlopil
W Zakopanym na Giewoncie
bace piorun tracil w pracie.
Czy go zabil, czy nie zabil
w kazdym razie go oslabil.
Co to za gospodarz,
co nie ma chalupy.
Co to za dziewczyna,
co nie daje... wina.
Cieszy sie Maryska,
ze jej cycki rosna.
Przedzial tez ja swedzi,
bedzie dawac wiosna...
Widac ci to widac,
która dziewka daje,
bo jej lewa noga
od prawej odstaje.
Siedziala na debie
i dlubala w zebie,
a ludziska glupie,
myslaly, ze w... nosie.
Zebys ty wiedziala,
jak mnie swedzi pala.
A zebys ty wiedzial,
jak mnie swedzi przedzial.
Wisialy, wisialy
jaja u powaly.
A te glupie dziwki
myslaly, ze Sliwki.
Nikogo mi nie zal,
tylko Mikolaja,
odcedzal makaron,
poparzyl se jaja.
Marys moja, Marys
ales ty niechluja,
ze przy mojej mamie
trzymasz mnie za... ramie.
Marys moja, Marys
pójdz ze mna do lasa,
a ja ci wsród gaszcza
pokaze... chrabaszcza.
Dziewczyno kochana,
pokaz mi kolana.
A ja ci pokaze,
stojacego pana.
REGULAMIN PRACY
Przelozonych sie nie lekaj
Malo pracuj, duzo stekaj
Nie krytykuj, nie podskakuj -
siedz na dupie i przytakuj.
Nie przejmuj sie swoja rola
Bo i tak cie opierd***
Nie przejmuj sie swoja praca
Bo i tak ci gów** placa.
Bo wydajnosc twojej pracy
Reguluje fundusz pracy,
A gdy jestes w niskiej grupie
Wolno miec ci wszystko w dupie.
Za piec piata bierz kapote,
olej biuro i robote
Tak dozyjesz starczej renty
Nigdy w dupe nie kopniety.
Zebys z glodu nie umieral
Renate bedziesz sam pobieral
Nie za duzo, nie za malo
Byle na ziemniaki stalo.
A gdy przyjdzie zycia kres
Powiedz wszystkim:
" **** WAS PIES !!!!

SZKOLA
Bardzo lubie ruda Zosie,
Co udaje swietnie prosie.
Stad tez sklonnosc u niej taka,
Ze wciaz daje "na prosiaka"
Fajna równiez jest Mariola,
Która znam juz od przedszkola.
Za batona da buziaka,
Lub obstawi na czworaka.
Mila jest tez Ewelina,
chetnie pupe swa wypina.
Raz na tydzien przez godzinke,
Pchamy w pupe Ewelinke.
Sympatyczna jest tez Ania,
Która wdzieki swe odslania.
Wszyscy z tego znaja Anie,
Ze przy Ani zawsze stanie!
Dziwna za to jest Grazynka,
Ni to chlopczyk, ni dziewczynka.
Bo Grazynka ta, niestety,
Smaczek ma, lecz na kobiety.
Lubie takze wdziek Ilony,
Co ma cyce jak balony.
I stad jest Ilona znana,
Ze ja mozna "na Hiszpana".
Jest tez Krysia ?lakomczucha,
Co sie za slodycze rucha.
Za cukierka, lub lizaka,
Wezmie w buzie ci siusiaka.
Jest tez Hania, co sie wstydzi,
Daje, kiedy nikt nie widzi.
I dosc czesto, choc w sekrecie,
Pcha sie z nami w toalecie.
Slaba zas jest duza Renia,
Co sie sunie od niechcenia.
troche nam jest Reni szkoda,
Kiedy lezy, jak ta kloda.
Za to Kasia kujonica,
Swoim kunsztem nas zachwyca.
Nie jednemu nosa utrze,
Bo jest dobra w Kamasutrze.
Lecz najlepsza jest Monika,
Która chlopców nie unika.
I na przerwach tak sie zdarza,
Wszystkim daje "w kolejarza"
Bardzo lubie moja klase,
Przygód miewam tutaj mase.
I dlatego wciaz wesoly,
Rano chodze do mej szkoly
Spódniczka mini, bluzeczka skromniutka
Myslisz, ze jestes taka ladniutka?
Ze wszyscy wkolo ciebie kochaja,
a chlopcy do twoich stópek padaja?
Lecz spójrz, kochanie, w swoje lusterko.
Doprawdy, jestes tak sliczna panienka?
Solarium, puder, dwa kilo cienia,
to wszystko ciebie tak bardzo zmienia.
Spójrz czasem na swiat, ten calkiem normalny,
gdzie wystepuja tez szare barwy.
Moze kiedys nareszcie zrozumiesz,
ze tak naprawde zyc wciaz nie umiesz.
Codziennie myslalas, co by tu zrobic
by komus znowu przykrosci narobic.
Czy myslisz czasem o swej przyszlosci?
Czy w sercu twoim nie ma litosci?
Zrozum, ze w zyciu sa rzeczy wazniejsze,
a gorsze nie sa te dziewczyny skromniejsze.
Byc moze zazdroscisz im naturalnosci
i tego, ze nie musza udawac pieknosci.
Tak wiele rzeczy chce powiedziec jeszcze,
lecz watpie, ze dotrze to do ciebie nareszcie.
Tego, co mówie i tak nie zrozumiesz,
ty tylko pudrowac twarzyczke umiesz.
Moze cien na powiekach przyslania ci swiat?
Moze dlatego nie widzisz swych licznych wad?
Przez ciebie!
Przez ciebie jestem cala rozpalona,
przez ciebie sie czuje, jak ktos, kto kona.
Mam usta spierzchniete, mój wzrok metnieje,
to wszystko przez ciebie sie wlasnie dzieje.
Zwroty glowy i me lzy wylane,
chusteczek tony, noce nieprzespane.
Apetyt gdzies zniknal, a sluch szwankuje,
mysli otepiale, nic mi nie smakuje.
Juz nawet mi z glowy wypadly glupoty
i z lózka wychodzic nie mam ochoty.
Kiedy mnie przenikasz, az do szpiku kosci,
pragne tylko ciepla w poscieli bliskosci
Jak juz jestes we mnie, to czuje bez mala
kazda jedna czastke i punkt mego ciala.
Wciaz tchu mi brakuje, bywa, ze majacze.
Co sie ze mna dzieje? Ach juz Wam tlumacze...
On chwycil, nie puscil, polozyl do lózka
choc wcale nie chcialam, ja biedna dziewuszka
to wzial mnie sila i wkrótce porzuci.
To grypy wirus sfolgowal swej chuci.
A coscie mysleli? Ze o co chodzilo?
Czyzby to lózko niektórych zmylilo?
Poetycko ujeta droga po pól litra
Poprzez wicher i slote,
Przez bezkresna dal sniezna,
Poprzez zar i spiekote,
Przez pustynie bezbrzezna,
Poprzez kry, poprzez lody,
Przez odwieczne zmarzliny,
Poprzez bagna i wody,
Nieprzebyte gestwiny,
Poprzez lesne dabrowy,
Poprzez stepy i knieje,
Poprzez waskie parowy,
W których nigdy nie dnieje
I gdzie plosza sie sowy,
Gdy zle jeknie, lub strzyga
A dzwiek slyszac takowy,
Serce w trwodze zastyga
Nie zrazony ciemnosci,
Który mrozi glusz dzika,
Sam na sam z samotnosci,
Co do szpiku przenika,
Pelen hartu i woli,
Podpierajac sam siebie,
Majac zamiast busoli,
Krzyz Poludnia na niebie
Pokonujac zle zadze,
Wietrzac wrogów w krag wielu,
Ufny, iz nie zabladze
Idac naprzód, do celu.
Drogi tej nie wytyczyly
Ni glos werbla, ni cytra,
Ide póki sil starczy,
Ide po pól litra...
Pocalunkami pokrywam ciala twego kazdy zakatek
by zaznaczyc wlasnosc ma bez uzycia pieczatek
Rekami masuje cialo przez nature pieknie skrojone
by jego ksztalty przez czas nie byly naruszone.
Równiez dbam o wewnetrzne twego ciala tkanki
by wytworzyc w tobie namietnosc nimfomanki.
Wszystko to czynie dla utrzymania stanu idealnego
tylko dla wlasciciela nie obojetnego.
Przez gaszcz twych wlosów do ust sie zakradam,
Co twarzy anielskiej sa piekna ozdoba,
Ustami, uszu platki smakuje,
Caluje Cie dalej za serca namowa,
Z goracej szyi dreszcze zdejmuje,
By na ramionach chwile przystanac,
I zaraz potem owoce mam w dloniach,
Nie szczedze im pieszczot, calusy rozdajac,
Az czuje jak oba wnet dojrzewaja,
Blysk w twoim oku przyjemnosc zdradza,
Gdy brzucha równina sie chytro przechadzam,
Za biodra trzymajac ku sobie przyciagam,
Kwiat malwy czerwony i rosa pachnacy,
Ku sobie, slodycza jego skuszony ,
Rozkosza czas nasze ciala spowija,
Godzina mija jak jedna minuta,
Mocno twe cialo w uscisku otulam i
Slysze jak suche od zaru usta,
Westchnienia piekna nuta opuszcza.
Chcialbym zamienic sie w ziemie
Aby piaskiem bedac przesypywac sie
Miedzy twoimi palcami.
Chcialbym byc powietrzem,
Abys mogla mna oddychac,
Ja przemykalbym,
Miedzy twoimi ramionami
Woda bedac,
Gasilbym twoje najskrytsze pragnienia,
Obmywalbym Twoje nagie cialo
Zamieniajac sie w dzwiek,
Muzyka piescilbym uszy Twoje,
Moze zamienie sie dla Ciebie w lake pachnaca latem,
Z szumiacym strumykiem, pieknymi ptakami
Przemykajacymi pomiedzy kwiatami ?
A moze po prostu zostane soba, Twoim mezczyzna, twoja ostoja ?
Pracowity Maj
Dzis slonce stanelo wysoko
Zasmial sie maj radosnie
Wiosnie perskie puscil oko
I uruchomil ptasia rozglosnie
W dlonie kwitnacej flory
Wlozyl pedzli dwa tuziny
W palecie uzupelnil kolory
Rozpostarl mgiel rannych musliny
Potem z wiatrem rzeczowo pogadal
By ten chmury burzowe rozwiewal
I do deszczu telegram nadal
By regularnie kwiaty podlewal
Milosne rozdzielal dary
Serca w goracych uczuciach maczal
I zakochane pary
Skrzydlami szczescia otaczal
Czerwony Kapturek
Kiedys Czerwony Kapturek
Niósl pól litra i ogórek
Dla swej babci, co w dziewiczym
Lesie, zyla z Nadlesniczym,
Ale go juz razy kilka
Zdradzila, w ramionach Wilka.
Teraz tez, Kapturek biezy
A ta prukwa z Wilkiem lezy,
Ciagnie Ulung na prykusku
I kocha sie po francusku,
Bo taki Wilk, to wygrzmoci
Nawet i Gielde Staroci!
Gdy zobaczyla dziewczynka
Ze z jej Babci taka swinka,
Dala cynk Nadlesniczemu,
Zeby tez sie przyjrzal temu,
A on, wyjawszy kopyto,
Postrzelal Babcie jak sito,
Poczem z krzykiem: - Az ty zdrajco!
Trafil Wilka w lewe ucho.
Pochowal ich pod pagórkiem
I ozenil sie z Kapturkiem.
Wniosek: Kto w pore kabluje
Nigdy biedy nie odczuje
Kto lepszy?
Z krzyków wielu ludzi,
Smialo mozna sadzic,
Ze ten co na szczycie,
Nie potrafi rzadzic.
Madrzejszy jest wtedy,
Pierwszy lepszy z brzegu,
Nawet ten co stoi,
W ostatnim szeregu.
Lecz gdy przyjdzie pora
I po rzadu zmianie,
Na pierwszej pozycji,
Nasz wybraniec stanie,
Juz nie bedzie dobry,
Z tych czy innych wzgledów,
Znowu beda lepsi,
Wszyscy z dalszych rzedów.
Pracocholik , pracoholizm .
Kocham swoja prace, zarobek kocham tez!
Kocham je coraz mocniej , czy slonce czy deszcz..
Kocham mego szefa, on przeciez jest wspanialy,
Kocham tez jego szefów- i wszystkich pozostalych...
Kocham swoje biuro i jego pochodzenie..
Na urlopowy wyjazd go nigdy nie zamienie
Kocham biurowych mebli ponury szary kolor..
I sterty dokumentów rosnace wciaz na nowo..
Wydajnosc mojej pracy wzrasta wrecz nadzwyczajnie..
I nie znam innych przyczyn, by bylo mi tak fajnie
Ja kocham tez obecnosc mych wspólpracowników
Pelna zlosliwych uwag, usmiechów, wykrzykników
Kocham mój komputer, kocham jego programy
Przytulam je do siebie, chociaz nie bez obawy
Ja kocham kazdy program i wszystkie jego pliki
Zwlaszcza, jesli ich praca przynosi mi wyniki
Szczesliwy jestem tutaj! Tu zródlo mej radosci..
Niewolnik swojej firmy- to pelnia szczesliwosci...
Kocham swa robote, i kocham swe zadania..
I kocham tych nudziarzy co gledza na zebraniach
Kocham swoja prace..byc moze Was to nudzi..
I równiez bardzo kocham przybylych wlasnie ludzi....
Tych dwóch przyjaznych ludzi, wcale nie zadnych glupków,
Co w snieznobialych kitlach wywioza mnie....
..do czubków....
PRZEPIS NA USMIECH
Do duzej misy wrzucic smutek,
lzami pokropic go az zmieknie,
kwasnych humorów dodac nutke,
pokroic chandre w paski cienkie...
rogatej duszy wlac przekore,
pare niewinnych niby oczu,
i miare zlosci co az boli,
to wszystko w occie dlugo moczyc
az sie przeleje zlosci czara,
przemiksowaniem w jedna strone
splynie po woli tonac w zalach
i w piekarniku czasu splonie...
a potem tylko stól swój nakryc
czystym obrusem z pralni nieba
zaprosic dnia szeroka jasnosc
i smiechu w szklanki ponalewac...
Romans z Internetu
Dzisiaj moda taka w świecie, że nie szuka się w gazecie
Ani w parku, ni na Disco, w komputerze bywa wszystko!
Są więc strony towarzyskie i wystarczy czymś przycisnąć,
Żeby zaraz na ekranie znaleźć miejsce na szukanie.
Dla przykładu; „rozwiedziony szuka babki”, niby żony.
Wyszczególnia swe wymogi szuka zgrabnej no i młodej
I warunków stos wylicza: by mieszkała za granicą,
By majętną względnie była i w kryteriach się mieściła.
Dzieci pragnąć już nie musi, bo nie szuka on mamusi.
I ujmuje w prostej treści zagranicę, chętnie się przemieści!
Zrobi zdjęcie zaraz przyśle, on jest zdrowy na umyśle
Od miłości specjalista, no i tutaj długa lista:
„Mój stan - wolny, sam, bez żony, jeden syn usamodzielniony
Mam wysokie wykształcenie, własny biznes, dom i mienie
Jestem sprawny, nie ułomny, w dalszym ciągu jeszcze „zdolny”.
Samych zalet cała seria, więc na męża cud materiał”.
Lecz nie zawsze miłe panie to, co piszą na ekranie
Jest prawdziwe, uwag godne szczere słowa - są niezgodne!
Często bywa, że „samotny”, to zwyczajnie wprost zalotnik
Czwórkę dzieci ma i żonę, konto w banku wygaszone
Lubi wódkę, fajki kurzy, pewnie gruby z brzuchem dużym
Obiecane zdjęcie? Z wczasów, z kawalerskich dawnych czasów!
Więc by szoku już nie doznać lepiej chyba kogoś poznać
Przez znajomych to też fakt , by szacunek znał i takt.
Tylu jest samotnych ludzi, którzy nie chcą się już łudzić
Brak im jest do serca klucza i samotność im dokucza
Starość tylko smutki niesie na ich życia złotą jesień.
Dziad i baba
Byl sobie dziad i baba
Bardzo starzy oboje
Ona kaszlaca i slaba
On skurczony we dwoje
Mieli chatke malenka
Taka stara jak oni
Jedno bylo okienko
I jeden byl wchod do niej
Zyli bardzo szczesliwie
I spokojnie jak w niebie
Czemu ja sie nie dziwie
Bo przywykli do siebie
Mieli chatke malenka
Taka stara jak oni
Jedno bylo okienko
I jeden byl wchod do niej
Tylko smutno im bylo,
Bo umierac musieli
Ze ich kiedys mogila
Dlugie zycie rozdzieli
A modlili sie szczerze,
Zeby Bozym rozkazem
Kiedy smierc ich zabierze
Brala oboje razem
Razem to byc nie moze
Choc o chwile przod skonam
Byle nie ty, nieboze
Byle tylko nie ona
Ja wprzody - wola babcia
Jestem starsza od ciebie
Co chwila bardziej slaba,
zaplaczesz na pogrzebie
Ja wprzody moja mila
Ja kaszlam bez ustanku
I zimna mnie mogila
Pokryje lada ranku
A juz dosc, nie mow tego
Dla ciebie placz zostawie
A tobie nie dlaczego,
tak dalej i dalej
jak zaczeli sie klocic
tak sie z miejsca porwali
chatke chcieli przewrocic
Az do drzwi puk puk powoli
Kto tam? Otworzcie prosze
Poslusznam waszej woli
Smierc jestem, zgon przynosze
Babcia za piecem z cicha
Kryjowki sobie szuka
Dziadek pod lawe sie wpycha
A smierc stoi i puka
Bylaby lat kilka pode drzwiami tam stala
Ale zmuszona nareszcie
Kominem wlezc musiala
Co mówi lustro ?
Wyglądasz dziś strasznie
pewnie znów przytyłaś
Nie mieścisz się w spodnie-
nie zauważyłaś??
Musisz szybko schudnąć
bo jesteś za tłusta
znów za dużo zjadłaś-
czy to nie rozpusta??
Masz za grube nogi-
nie wstydzisz się tego??
przypominasz beczkę-
zejdź z oblicza mego
Popatrz na swój brzuszek
i na swoje uda
czy nie będzie lepiej
kiedy będziesz chuda??
Zobacz na modelki-
patrz jak wyglądają
Masz być taka jak one-
niech twe kości wystają
Teraz nie ma szans
byś była szczęśliwa
Bo jesteś za gruba-
i tak to już bywa
Przestań wreszcie jeść
zacznij dbać o ciało
a wtedy zostaniesz-
MODELKĄ-jakich mało
Złota rybko
Złota rybko, złota rybko, płyńże tutaj do mnie szybko.
Mam dla ciebie pewne rady, chcesz to pójdziem na układy!
Wezmę cię do mego domu potajemnie, po kryjomu
Żeby nikt nie widział ciebie. U mnie będzie ci jak w niebie!
Dobre żarcie będziesz miała, (żebyś zgagi nie dostała.)
Ja se żyję marzeniami, to je spełnisz tak czasami.
Ty masz zapas czarnych mocy, co działają do północy.
Spraw się dobrze nie bądź żyła, nie chcę byś mnie rozeźliła!
Powiem tobie tak w sekrecie, że ja marzę o kobiecie,
Która wszystko by mi dała a nic w zamian nie żądała.
Możesz dać mi wielkie łoże, tam z dziewicą się położę.
Będziem sobie dogadzali no i dobry humor miali.
Potem ubierz mnie we fraka, ależ ubaw, ależ draka.
I zafonduj mercedesa, a do tego pełna kiesa !
Zawieź mnie gdzieś do kasyna, jak lorda nie sukinsyna.
Niechaj każdy mi zazdrości, mojej klasy w zupełności.
Wyjdę stamtąd jak milioner, bo załatwisz mi zielone.
Szczęściem mnie obdarzysz złotko, będzie dobrze, będzie słodko.
Ja tak nie chce cię przecionżyć i mych wszyćkich próśb wydronżyć
Żebyś się nie przemenczyła, i na długo mi służyła.
Wyczarujesz mnie pikniki, żarcia pełne też koszyki.
Jakąś flaszkę do popicia no i może jakaś „kicia"?
A na urlop na Hawaje gdzie gorące słonko wstaje.
I skonbinuj jachcik duży, do zamorskiej w świat podroży.
No, przypływaj ty niemoto, przecie wołam cię niecnoto.
Zara weźmie mie cholera, tylko nie bądź wielka sknera.
Do dziesiątki ja policzę, już się zmienia me oblicze.
Jak się tu nie zjawisz zara, złowię cię, wrzucę do gara.
Nagle złota rybka płynie, choć po prawie pół godzinie.
Jak nie ryknie z całej siły; - „odczep się pieronie zgniły.
Chciałbyś leżeć, nic nie robić a do pracy idź zarobić!
Wracaj lepiej do chałupy i nie zawracaj mi d...sz.y!
Jeszcze ciołku wierzysz w baje, chcesz popłynąć na Hawaje
I do tego być bogatym, bez wysiłku i bez straty.
Jak cię jeszcze raz usłyszę, to zamienię cię na myszę.
Największego kota zmamię żeby zjadł cię na śniadanie".
Teraz morał z tego taki; - rybkę złapiesz na robaki
A na strachy brać nie warto, może skończyć się złą fartą.
Co dalej?
I znowu piątek, długie popołudnie
Potem sobota, kolejna niedziela
Miłego weekendu życzą mi obłudnie
A mnie krew zalewa i bierze cholera
Wychodzę z biura, tygodniem styrany
Kupuję dzienniki i tygodniówki
Czekają na mnie tylko puste ściany
I nie rozwiązane hasła krzyżówki
Wieczorem TV i lampka wina
Wątki, fabuły nieuważnie śledzone
W nocy snów błędnych plątanina
Rano twarz szara i oczy zmęczone
Sobota już jest nie strawna w ogóle
Za oknem widzę wesołe twarze
Ja nieudolnie prasuję koszule
O nierealnej z "Nią" randce marzę
Niedziela jak poprzednie dni
I tak kolejno rok za rokiem
Nawet na jawie już "Ona" się śni
Samotność zaś psiakrew wychodzi mi bokiem
SPOWIEDŹ,, NIEWINIĄTKA''
WŁAŚCIWIE NIE WIEM CO MAM POWIEDZIEĆ...
PIJĘ TROSZECZKĘ, PALĘ NIE DUŻO
CZASEM PRZEKLINAM, BO JAK MNIE WKURZĄ
TO CO MAM ROBIĆ...
CZASEM OBGADAM-LECZ TYLKO PRAWDĘ CAŁĄ OPOWIEM
A I OD NIEGO CZEGOŚ SIĘ DOWIEM
CZASEM TEŻ SOBIE COŚ TAM PRZYWŁASZCZĘ
JAK JEST OKAZJA-JĄ NIE PRZEPASZCZE
ŻE ZROBIĘ SKOK W BOK I POFLIRTUJĘ
TO ŻONIE WDZIĘKU W TYM NIE UJMUJĘ
MODLIĆ-SIĘ MODLĘ, CHOĆ NIE ZA WIELE
ALE W NIEDZIELĘ JESTEM W KOŚCIELE
MOŻE NIE KAŻDĄ BO PRACY WIELE
WIĘC WYKORZYSTAĆ TRZEBA NIEDZIELĘ
TRZA IŚĆ NA DZIAŁKĘ W DOMU POROBIĆ
NO I ZAKUPY Z RODZINĄ ZROBIĆ
WIĘC JAK KSIĄDZ WIDZI GRZESZYĆ NIE MA KIEDY
BO CZŁOWIEK WSZYSTKO TO ROBI Z BIEDY
Ranek budzi śpiące oczy
Coraz prędzej serce bije
Już zasiadasz przed ekranem
Bo tam czujesz się, że żyjesz
Szybko włączasz komputerek
Uruchamiasz gadu - gadu
Czujesz się super modelem
Wszystkim wciskasz dużo czadu
Już gromadą do cię walą
Panny, wdowy i mężatki
Stare, młode, piękne, brzydkie
Przywdziewając piękne szatki
Puszysz się tak przed tym tłumem
Superman pod każdym względem
Dyplom masz najlepszej uczelni
Konto w banku to z psim swędem
Bryka z klasą obok willi
Dawno temu świat zwiedziłeś
Teraz szukasz tylko uczuć
Cenisz to, co sam przeżyłeś
Już umawiasz to spotkanie
Chociaż kulisz się ze strachu
Żeby ona się nie skapła
Żeś jest kłamcą głupi gachu
A gdy w końcu się spotkali
Oko w oko już w realu
On okazał się prostakiem
A do tego taki staruch
Tak to bywa w wirtualu
Można grać komedię nocy
Lecz gdy przyjdzie do realu
Wtedy ty otwierasz oczy
Kopciuszek
Pewna rozwódka dosyć puszysta
Nie miała męża, rzecz oczywista
Lecz miała za to dwie głupie córki
Co malowały ciągle pazurki
Nie myły garów, nie słały łóżka
Wiec wynajęły sobie Kopciuszka
Była to całkiem-całkiem dzieweczka
Figurka owszem, biuścik czwóreczka
Kopciuszek często przycinał oko
Bo krzywą cukru miał dość wysoką
Wtedy Kopciuszka niewiasty wredne
Kopały celnie w nocy i we dnie
Raz w swojej willi wydawał party
Sam król sedesów - Cichopuk Czwarty
Bo Sedesowicz, syn Cichopuka
Od lat dziewicy na żonę szukał
A był to łysy przystojny młodzian
W czarne gustowne dresy przyodzian
- Słuchaj, Kopciuszku - rzekły babsztyle -
Masz nam usmażyć z powietrza filet
I trzy puszyste rozchichotane
Wyszły na party w tiule ubrane
Sen chwilę potem zmorzył Kopciuszka
We śnie zjawiła się Dobra Wróżka
Masz tu, Kopciuszku, niecałą stówkę
Jedź na przyjęcie i weź taksówkę
Nie dam ci więcej, bo nie mam kasy
Takie na wróżki przyszły dziś czasy
Wróć przed taryfą nocną, idiotko,
Później drałować będziesz piechotką
Tam na przyjęciu młody Cichopuk,
Wyznał jej miłość, w takim był szoku
Tutaj się wytnie sceny z prywatki
Ze względu na was, kochane dziatki
Ale do rzeczy. Wróćmy do chwili
Kiedy Kopciuszek wybiega z willi
Wersja dla dzieci o tym nie mówi
Co tak naprawdę Kopciuszek zgubił.
Zgubił on bowiem biegnąc z imprezki
Czerwone stringi, w dodatku "eski"
Papa Cichopuk wysłał nazajutrz
Emisariuszy po całym kraju
Żeby znaleźli jedną z dzieweczek
Która pasuje do tych majteczek
Tysiące panien doznało stresu
Przy naciąganiu ciasnego desu
Założyć stringów nie dały rady
Bo wszystkie miały za tęgie wkłady
Ale zdębieli emisariusze
Kiedy założył stringi Kopciuszek
Potem odbyło się weselisko
Gdzie wielu gości upadło nisko
Były prezenty i czek od papy
I noc poślubna - całkiem od czapy
Bo choć pan młody był nie wyżyty
Śpiący Kopciuszek spał jak zabity
Teraz, dziewczęta, nadeszła pora
Na cos mądrego, czyli na morał
Niech was nie zwiedzie przykład Kopciuszka
Kiedy wskoczycie komuś do łóżka
Bo nie wystarczy gdzieś majtki zgubić
By księcia z bajki zaraz poślubić.
"Wirtualna milość"
Dotykasz ją tak subtelnie
Dotykasz ją ekranem
Czarujesz gamą stuknięć
Mienisz się jej panem
Co dzień przyzywasz w necie
By szeptać piękne słowa
Mamisz i rozkochujesz
Aż cię tu boli głowa
Jesteś gwiazdką wyśnioną
Promykiem słońca ciepłego
Ta wirtualna miłość
Z bajki uplotła coś wspaniałego
Lecz kiedy się spotkali
Czar prysł jak bańka mydlana
Królewicz okazał się żabą
I koniec waszego kochania
Jak konsumować mężczyznę?
Facet w galarecie.....
Wiedzą to kochanki i wiedzą to żony:
facet przed konsumpcją ma być wymoczony.
Można go doprawić szczyptą pikanterii,
żeby nie był mdławy, (lecz bez fanaberii ...)
Potem na ogniu zmysłów gotujemy faceta,
Kiedy zdjąć go z ognia? - wie każda kobieta.
Trzeba tu uważać moje drogie panie,
bardzo niekorzystne jest "przegotowanie"
A ... i jeszcze jedno (niech mi każda wierzy)
źle jest także, gdy facet jest trochę nieświeży ...
Po myśliwsku" smakuje, gdy masz chęć polować,
a "po prowansalsku", gdy chcesz go całować,
" na słodko" zbyt nudzi, "na ostro" zbyt brudzi,
"w sosie słodko - kwaśnym" najczęściej marudzi ...
Nie próbujcie jednak w zalewie octowej,
bo go nabawicie w mig frustracji nowej.
Gdy za dużo octu jest w waszej miłości
jest to zagrożeniem dla jego męskości.
A więc dochodzimy do ciekawej puenty:
że najlepszy facet jest leciutko "ścięty".
Dodaj więc kochana szczyptę żelatyny
i spożywaj go "na sztywno", lecz bez sztywnej miny ..
Anioł i diabeł
Idzie diabeł ścieżką krzywą
pełen myśli złych
Nie pożyczył mu na piwo,
nie pożyczył nikt.
Słońce pali go od rana,
wiatr gorący dmucha,
Diabeł się z pragnienia słania
w ten piekielny upał...
Idzie anioł wśród zieleni,
dobrze mu się wiedzie.
Pełno drobnych ma w kieszeni
i przyjaciół wszędzie...
Nagle przystanęli obaj
na drodze pod śliwką.
Zobaczyli, że im browar
wyszedł naprzeciwko...
Nie ma szczęścia na tym świecie,
ni sprawiedliwości:
Anioł pije piwko trzecie,
diabeł mu zazdrości...
Postaw kufel, rzecze diabeł,
Bóg ci wynagrodzi,
My artyści w taki upał
żyć musimy w zgodzie...
Na to anioł zatrzepotał
skrzydeł pióropuszem
I powiada: Dam ci dychę
w zamian za twą duszę...
Musiał diabeł aniołowi
swoją duszę sprzedać
I stworzyli sobie piekło
z odrobiną nieba...
Trudne życie
Trudy życia jeszcze pestka, kiedy jest się przed czterdziestką,
Lecz gdy piaty krzyżyk stuknie, tam coś łupnie, tam coś puknie,
tu coś pęknie, tam wysiądzie, wzrok zmętnieje, błędnik zbłądzi,
pęcherz puści, wzwód zawiedzie, z hemoroidem trudno siedzieć.!
W stawach strzyka, w sercu pika, tyłek boli po zastrzykach.
Szczeka z dziąsłem nie pasuje, klimakterium humor psuje.
Gęba zmienia się w rzodkiewkę, gdy prostata ściśnie cewkę.
Tętno tętni jak sto koni, w uszach dzwon Zygmunta dzwoni.
Sypie piach w maszyny tryby, w głowie łupież, w butach grzyby....
Jeszcze gorzej jest niewiastom, tu za sucho, tam za ciasno,
tu obwisnąć coś potrafi, z tym by trza do mammografii.
W krzyżu młotem bólu gruchnie, papierosem z gęby cuchnie !
Czas wciąż kradnie brak pamięci, reumatyzm w pałąk skręci.
Człek się potknie, coś ukłuje, czasem się jak ZOMBI snuje !
Przed oczyma mu ciemnieje, aż do reszty nie zgłupieje.
W mózgu śmietnik i badziewie.....
W końcu NIC już prawie nie wie.....
OPRÓCZ JEDNEJ RZECZY MOŻE :
ZA ROK BĘDZIE JESZCZE GORZEJ ..
Jak Jaś Małgosi Wianuszek zakosił
Powiedz Jasiu mi do uszka,
Co tak dynda ci u brzuszka?
Oj! Małgosiu ? spytaj mamy!
My to... ?ptaszkiem? nazywamy;
To ?kogucik? (co nie lata),
Ma ?go? dziadziuś ? brat twój ? tata.
Powiedz Jasiu ? czy źle zrobię,
Jak ?go? złapię w raczki obie?
Oj! Małgosiu ? zuch jest z ciebie!
Bądzie dobrze ?mu? jak w niebie;
Równie bosko będzie tobie,
Jak majteczki ściągniesz sobie.
Powiedz Jasiu ? co się dzieje,
Czemu ?toto? (tak!) p e c z n i e j e ?
Oj! Małgosiu ? tak już jest,
Ze i ?ptaszek? miewa gest;
Gdy się czule ?doń? zagada ?
Kurczyć się ?mu? nie wypada.
Powiedz Jasiu ? ale szczerze,
Jak się karmi takie ?zwierze
Oj! Małgosiu ? to ?żyjątko?
Ma apetyt jak prosiątko.
Co zajada...? Czym...?I jak...?
Dowiesz ? kładąc się na wznak..
Powiedz Jasiu ? bom głupiutka,
Gdzie żeś wetknął mi ?kogutka
Oj! Małgosiu ? pomyśl troszkę;
Ten ?drań? wziął cię za ?kokoszkę?,
A ?kokoszka? winnaś wiedzieć,
Na jajeczkach musi(!) siedzieć.
Powiedz Jasiu ? bo sie boje,
Czy ?on? skala ?gniazdko? moje?
Oj! Małgosiu ? mówiąc szczerze,
W twą ?niewinność? ? ja... nie wierze;
Sam widziałem (miałaś roczek!),
Jak ?przysiadłaś? sobie smoczek.
Powiedz Jasiu ? czy ty czasem,
Nie chcesz w pupę dostać pasem!?
Oj! Małgosiu ? jeszcze jak!
Wprost ? uwielbiam ?tortur? smak;
Ściskaj ? duś mnie ? szczyp po plecach...
Bo to strasznie mnie podnieca!
Powiedz Jasiu ? czy mnie lubisz,
Czemu (TAK!) się ze mną czubisz?
Oj! Małgosiu ? TOZ TAK SAMO ?
Tatuś droczy się z twą mamą;
Też... zabawia ją ?kogutkiem?!,
A ty jesteś... TEGO SKUTKIEM..
Mój Jasieńku ? SKRÓC MI MĘKĘ,
Poproś ślicznie mnie o rękę!?
Oj! Małgosiu ? w tym tkwi sęk,
Ze mój ?ptaszek? nagle(!) zmiękł...
Lecz nie marudź! Bo wieczorem,
BĘDĘ BAWIĆ SIĘ TRAKTOREM.
W niedostępnym zamczysku,
gdzieś na szczycie góry
siedziała czarownica,
gotując mikstury.
Dziwne zioła zbierała,
nucąc tak pod nosem:
"Te zastąpią mi lifting,
te zrobią coś z włosem,
tamte dodadzą blasku
i roziskrzą oczy...
Będę mogła bezczelnie
ciebie zauroczyć!"
Kąpała się też w błotku
i brała masaże.
Mówiła: :Mój rycerzu,
jeszcze ci pokażę!"
Skąd ta determinacja?
i cała odnowa...?
Dla niego się męczyła,
bo ją... zaczarował
Odchudzanie
Dziś porozmawiać chcę trochę,
Panowie drodzy i miłe Panie,
o strasznej i podłej torturze,
co się nazywa odchudzaniem.
Po intensywnym rozmyślaniu
do takiej doszedłem mądrości,
że smukłość wymyślił chudzielec,
bo pewnie grubemu zazdrościł.
Body bez tłuszczu dziś w modzie,
stąd na plakatach różnorakich
same półnagie super panienki
i z tarką na brzuchu chłopaki.
Słyszałem przed takim obrazkiem
dziewczęce podziwu wzdychania
i zawiść mnie straszna dopadła,
zmuszając do odchudzania.
Nie dla mnie steki i golonka,
piweńka, przekąski i wódki,
bo tylko z tego co nie smakuje
możesz się stać szczuplutkim.
Woda, bez gazu mineralna,
jogging i pot na siłowni,
listeczek sałaty, marchewka
i w zimnej spanie lodowni.
Zrzuciłem wreszcie 10 kilo
i dumny tym osiągnięciem
do dyskoteki się wybrałem,
by pań nacieszyć się wzięciem.
Przy barze stały dwie laseczki
i wzrokiem mnie pożerały,
nie było sprawy, podszedłem,
a one z wrażenia aż mdlały.
Nagle pojawił się jakiś grubas
bez włosów i wychowania,
z durną okrągłą nalaną gębą,
czerwoną jak zadek pawiana.
Poprosił je na bok ten goryl,
chwilę ze sobą rozmawiali,
po czym spakował obie laleczki
i odjechali Ferrari.
A ja wyciągnąłem wniosek,
że wiele nie zdziałam tu torsem,
żrę wszystko i nie dbam o linię,
lecz gonię, by zrobić forsę.
Trąbki świątecznej poczty
Już dzisiaj który to raz
pędzi poczta przez las!
Cóż, nie dziwota, przed każdą Gwiazdką
pękają banie z manią pisarską:
Jacek, co pióra nie bierze w ręce,
nagle napisał listów dziewięćset.
Pisze Alojzy, Funia i Mania.
Rośnie gwiazdkowa życzeniomania.
Wczoraj w Krakowie na placu Kingi
listy wypchnęły denko od skrzynki,
bo tyle listów, któż by to zniósł --
O! znów pocztowy wóz:
jeszcze ten mostek, jeszcze ta rzeczka
i wjedzie poczta w mury miasteczka,
śnieg przed pocztą biegnie jak zając,
trąbki pocztowe gromko grają:
Listy, paczki, stamtąd i stąd!
Wszystkim Wesołych Świąt!
A tu w urzędzie cztery okienka,
w każdym okienku piękna panienka.
Ja, proszę pani, chciałbym do żony
wysłać ekspresem list polecony:
("...również, Marysiu, w pobieżnym skrócie
donoszę, ze nam kanarek uciekł,
a złote rybki zdechły w ogóle,
zamęt szalony. Całuję czule..."
A tu telegram do pana Anzelma,
żeby pieniądze wysupłał, szelma,
a tu paczuszka, w niej korniszony,
dziadziuś na pewno będzie wzruszony,
bo, proszę pani, dobrze, gdy w święta
wnuczuś o dziadku swoim pamięta,
chyba korniszon mu nie zaszkodzi,
telegram -- Szczecin, paczka do Lodzi,
pani wygląda jak anioł blond,
DO WIDZENIA! WESOŁYCH ŚWIĄT!
W nocy, w południe, w wieczór i z rana
poczta haruje niezmordowana,
praca dzienna i warta nocna,
poczta panowie! poczta! poczta!
Słupy przy szosie, druty przy świerkach,
jedzie samochód, pędzi telegram,
na bok, zające! z drogi, wrony!
Feluś, gazu! List polecony!
I dla cywilów, i dla armii,
i do Wrocławia, i do Warmii,
do Szczebrzeszyna, do Szczecina
leci i świeci dobra nowina;
pobłyskują jak kwiaty z łąki
z czapek pocztowców złote trąbki.
Poczta! Poczta! Morze i ląd!
WSZYSTKIM WESOŁYCH ŚWIĄT!
Tymczasem w jednych domach stroją pianina,
w innych ciotki placki stawiają równym szeregiem,
a na dworze hu! hu! diabelska mieszanina,
24 miliardy płatków śniegowych
(słownie: wiatr zmieszany ze śniegiem).
Przez wiatr i śnieg listonosz brnie,
z listem, z depeszą, z inwalidzką rentą.
I tak całe życie. Przez całe dnie.
Jak wiewiórka. Z piętra na piętro.
Właściwie tylko zmienia się tło:
po wsiach koguty, w miastach neony.
I znowu paczka, dopłata: sto --
i znowu ekspres polecony.
Bo pocztą możesz wysłać co chcesz:
Serce, buty i wiersz:
Już kocham cię tyle lat
na przemian w smutku i w śpiewie.
Może to już jest osiem lat,
a może dziewięć, nie wiem.
Splątało się. Zmierzchło. Gdzie ty, a gdzie ja,
już nie wiem i myślę wpół drogi,
że tyś jest ten upór i walka co dnia,
a ja -- to twe rzęsy i loki.
Gdy mi kiedyś serduszko pęknie,
wspomnijcie mnie czasem pięknie,
że był taki facet księżycowy.
MOJE PIÓRO WRZUĆCIE DO WISŁY,
MOJE CIAŁO NA CZTERY WIATRY,
A MOJE SERCE DO SKRZYNKI POCZTOWEJ.
A byłaby zupka
Pewna pani na czacie klikała, w miedzyczasie zupkę gotowała
wszystkich w pokoiku poczestować bardzo chciała.
Czas upływał jej wesoło bo nas bylo tutaj sporo.
Rozmawiała i się śmiała do kuchni nie zaglądała, a zupeczka
trzy godziny pięknie tam się gotowała.
A gdy ktoś narobił raban żeby zupkę już podała , owa pani
w tym momencie o niej sobie przypomniała.
Nagle z żalem napisała---- zupka mi wyparowała.
Można by wyciągnąć wnioski owej pani jej beztroski
ale powiem tylko krótko--- jak czatujesz i gotujesz
nikogo nie poczęstujesz .
Za oknem deszczyk dźwiecznie dzwoni
jedna kropelka drugą goni
w swych figlach bębnią w szyby radośnie
a tańcząc w dachy tupią nieznośnie
i takie głupstwa robią w pośpiechu
iż rynny głośno płaczą ze śmiechu
kwiaty i drzewa też się dziwują
czemu te krople tak hałasują
pędząc w podskokach moczą nam włosy
na łące dywan tkają zaś z rosy
w promieniach słońca ostro wirują
na niebie tęczę cudną malują
a jak już znudzą ich te podskoki
idą odpocząć hen gdzieś w obłoki
Siedział Tuptuś na czacie
Siedział Tuptus na czacie , nie wiem czy wy tez to znacie
Siedział biedak cały dzień , aż pozostał z niego cień
Poszedł wreszcie do lekarza i wciąż tylko mu powtarzał
-Oj doktorze mój kochany , ja bez czata - jak bez mamy
Doktor spojrzał na Franusia i rzekł- ale mam czarusia
Franiu, Franiu mój kochany nie porównuj czat do mamy
Lepiej pomyśl dobrze chłopie i nie wpadaj tu w utopie
Wiem że czat to piękna sprawa i wspaniała to zabawa
Lecz za długo nie bądź w czacie , rób też przerwy drogi bracie
Wtem do środka weszła pani w białym kitlu niczym mewa
I spojrzawszy naTuptusia rzekła - ale ściema!
Co ten doktor opowiada, co za bzdury tobie gada
Oj pamiętaj drogi bracie nie ma to - jak być na czacie!
Mrówka
Siedzi facet na murawie grzebie sobie palcem w trawie
Przyszła mrówka nań spojrzała i ze złością zapytała
- czemu grzebiesz palcem w trawie właśnie tu na tej murawie?
Facet szuka kto to gada, bo to gratka jest nie lada
Wydawało mu się przecie, że on sam jest na tym świecie
Mrówka jeszcze raz spytała, ostro na niego spojrzała
Czy nie widzisz głupi chłopie, że ja domek tutaj kopie!
Facet był nie ubłagany nic nie słuchał małej damy
Na nic było jej błaganie, płacz i rozpacz i szlochanie
Przez głupie jego grzebanie diabli wzięli jej mieszkanie
Jaki morał z tego, wiecie? Jest nas pełno na tym świecie
W zadumie myśli
W zadumie myśli płynących
Widzę Cię - widzę Twe oczy błękitne
Widzę Twe włosy złociste
Widzę Cię jak zorzę o poranku
Widzę twój uśmiech na twarzy
Widzę Cię całą błękitem otoczoną
Jak niebo przy pięknej pogodzie
Czuję Twój oddech jak serca mego bicie
Olśniewasz mnie swym urokiem
Jak piękno tego świata
Ukajasz serce moje - ja zawsze przy Tobie stoję
Oj,gdzie te piękne lata........
Oj , gdzie te piękne lata
Gdzie słońca blask
Co codzień oświecal me serce
Oj gdzie tych drewienek palących się w piecu trzask
Gdzie łąki zielone i gaje
I dróg wspaniałych rozstaje
Gdzie młodość ta moja zanikła
Oj kiedy to wszystko minęło
A może by tak raz jeszcze
To wszystko by się zaczęło
Chcę byś wiedziala
na brzegu naszej rzeki
pragnę zdmuchiwać piasek z twego ciała
rozchylać wargi
moje i twoje
jak trzciny
jak powieki
i jeszcze dłonią
jak skrzydłem anioła
dosięgać twego czoła
i piersi
co się nie bronią
i żaglem nowe odkrywać zatoki
zstępować w twoje
odchłanie i mroki
oddać stokrotnie to coś mi dała
chcę byś wiedziała
Dla.....
jak z bata trzaskam długopisem
litery ruszają z kopyta
może dzisiaj ci napiszę
gdzie marzenie me ukryte
za sukienki twojej tęczą
ciagną się lasy miodowe
nad piersiami twych przełęczą
chciałbym złożyć moją głowę
chcę na łące twoich włosów
wypasać moje dłonie
stąpać wargami wśród wrzosów
na twych ust nieboskłonie
pośród kwiecia pszczół brzęczenia
biec palcami wciąż na oślep
w naszym wspólnym zadyszeniu
zródło cudne w lesie dostrzec
zostać przy nim jak najdłużej
chłonąć zapach twój niewieści
pić rozkosze z płatków róży
okiem pieścić
i zapomnieć sie na długo
i nie myśleć że kwiat więdnie
trwać w rozkoszy być jej sługą
aż Bóg weźmie nas do siebie
|
|
|
|
|
|
|
 |
|
ciekawe ile wytrzymasz |
|
|
|
|
|
 |
|
Szukaj szkoły |
|
|
|
|
|
|
Nasza prezentacja w informatorze - Wiersze. |
|
|
|
Witam Cie i wszystkich odwiedzajacych ta stronke!!... 16403 odwiedzającyZapraszam ponownie;))) |